czwartek, 2 maja

Wągrowiec nie chce spalarni

Burmistrz Wągrowca Jarosław Berendt oświadczył publicznie, że „zdecydował o odstąpieniu od jakichkolwiek działań zmierzających do budowy Instalacji Termicznego Przetwarzania Odpadów Komunalnych w Wągrowcu”. Spalarni nie chcą mieszkańcy gminy.

Przydługa nazwa powyżej oznacza nic innego, jak tylko spalarnię śmieci. Gmina Wągrowiec nie chce borykać się z problemami, które stały się udziałem Poznania. A miała być następna.

Otwarte spotkanie mieszkańców Wągrowca z władzami gminy okazało się, jak należało się spodziewać, burzliwe. Uczestników, na co dzień borykających się z problemami ochrony (a także dewastacji) środowiska było więcej, na przykład Polski Klub Ekologiczny czy Stowarzyszenie My Poznaniacy”. Obie organizacje zaprawione przez lata w bojach z trucicielami nie znalazły się tam przypadkowo.

Sprawę komplikuje to, że stosunek władz gminy wobec kontrowersyjnej inwestycji przez lata się zmieniał: Spółkę Veolia (operatora poznańskiej spalarni) do Wągrowca zaprosił jeszcze burmistrz Stanisław Wilczyński, a działania te przyspieszył jego następca Krzysztof Poszwa.

Wydawało się, że starania spółki są na dobrej drodze, a procedura przygotowania inwestycji idzie jak po sznurku: w maju zeszłego roku Veolia uzyskała w gminie decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach inwestycji, w tym przypadku kluczowego dokumentu. Równolegle, gmina wyraziła stanowisko przewidujące możliwość dzierżawy gruntu pod spalarnię.

Nie kupią kota w worku

Sprawa przestała być oczywista, gdy po ostatnich wyborach samorządowych stanowisko burmistrza Wągrowca objął Jarosław Berendt. Nowy burmistrz uznał, że transparentność podejmowania decyzji w gminie wymaga zapoznania z planami budowy spalarni co najmniej radnych rozpoczynającej się kadencji i lokalnych mediów.

W efekcie, w maju tego roku, odbył się wyjazd studyjny do poznańskiej siedziby Veolii połączony z obejrzeniem spalarni z bliska.

Po tym wyjeździe, do którego zaproszono również media, o sprawie zrobiło się głośno w gminie. Relacje medialne sprawiły, że ogół mieszkańców dowiedział się zamiarach inwestora.Mieszkańcy rozpoczęli między innymi zbieranie podpisów przeciwko inwestycji.

Niedługo potem burmistrz doprowadził do otwartego spotkania przedstawicieli inwestora z mieszkańcami. Jarosław Berendt nie ukrywał, że wie o społecznym kontekście budowy spalarni w Poznaniu: inwestycja ta od początku budziła kontrowersje, a zarówno spółka jak i władze Poznania konsekwentnie odmawiają wglądu w dokumenty opisujące wpływ spalarni na środowisko.

Spotkanie okazało się strzałem w dziesiątkę – sala pękała w szwach. Arleta Matuszewska, prezes Stowarzyszenia „My – Poznaniacy” oceniła dyskusję jako merytoryczną, choć burzliwą. Warto zauważyć, że zwłaszcza to pierwsze wcale nie jest regułą podczas takich spotkań. Mieliśmy więc nieczęsty wciąż przykład społeczeństwa obywatelskiego w działaniu.

Burmistrz Berendt podkreśla, że jego oświadczenie o odstąpieniu od jakichkolwiek rozmów o budowie spalarni w gminie jest motywowane właśnie przebiegiem spotkania. Krótko mówiąc, Veolia nie przekonała mieszkańców gminy do swoich planów.

Prezes Matuszewska jest przekonana, że wobec oświadczenia burmistrza projekt budowy w Wągrowcu spalarni śmieci upadnie. Do niedawna było to praktycznie przesądzone. Niestety, nie musi tak być.

Jak nie kijem, to pałką?

Kilka dni temu portal Oko Press opublikował założenia szykowanej przez rządzący PIS nowelizacji ustawy o ocenach oddziaływania na środowisko. Chodzi nie tylko o takie inwestycje jak spalarnie. Nowe przepisy mają dotyczyć innych obiektów stanowiących uciążliwe sąsiedztwo, jak wysypiska odpadów czy fermy hodowlane, ubojnie, zakłady utylizacji rozmaitych szczątków  itp.

Portal powołuje się na opinię aktywisty WWF, jednej z najważniejszych organizacji ekologicznych na świecie. Swoją opinię w sprawie wyraziła też Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot.

W ogólnym zarysie, w projekcie nowelizacji chodzi o to, by ograniczyć potencjalnym sąsiadom problemowej inwestycji przysługujące dziś prawo, przystąpienia do postępowania administracyjnego na prawach strony. Strona w postępowaniu może wywierać wpływ na jego tok i wynik końcowy. Teraz ma się to zmienić.

Ekolodzy ostrzegają, że praktycznie każdemu będzie można postawić pod nosem dowolnie uciążliwy obiekt, a zainteresowany nie będzie miał nic do powiedzenia. Projekt jest właśnie pod obradami parlamentu, toteż nie można z góry zakładać, jaki będzie ostateczny kształt nowelizacji. Ale jest czego się obawiać.

Darek Preiss

2 Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *