Powoli smog z niskiej emisji zastąpi smog fotochemiczny. Smog fotochemiczny to smog typu Los Angeles, inaczej komunikacyjny. Jest nie mniej groźny niż z niskiej emisji, chociaż zwykle nie trwa całymi dniami, bo ruch samochodowy w miastach zamiera nocami. Co innego wzdłuż autostrad i tras szybkiego ruchu, które żyją całą dobę.
O ile dobowe normy zanieczyszczeń powietrza tlenkami azotu mogą być przekraczane + ̶ o kilkadziesiąt procent, to już stężenie godzinowe może wyskakiwać o kilkaset procent (sic!). Wdychanie skażonego powietrza przez piętnaście minut może spowodować atak astmy u dziecka, czy złe samopoczucie innych dzieci, osób dorosłych zwłaszcza starszych i chorych.
Polska należy do państw Unii z największą liczbą samochodów na 1000 mieszkańców. Najnowsze badania potwierdzają, że nie ma bezpiecznego poziomu stężenia dwutlenku azotu NO2 w powietrzu. Przy długotrwałym wpływie każde dodatkowe 10 µg/m3= 15% więcej przypadków chorób dróg oddechowych u dzieci, według WHO, które zresztą pracuje obecnie nad weryfikacją i aktualizacją wytycznych w sprawie norm zanieczyszczenia powietrza.
Smog samochodowy to nie tylko to, co leci bezpośrednio z rur wydechowych. Przeciwnie – tylko około 7 proc. zanieczyszczeń komunikacyjnych tworzy się w taki sposób. Kolejne kilkanaście procent to drobinki z opon i klocków hamulcowych. Pozostała, a więc zdecydowanie dominująca część smogu samochodowego, to pył z jezdni wzbijany przez jadące samochody. Dlatego tak ważne jest regularne czyszczenie dróg.
A my mamy rzadko czyszczone ulice i wciąż budujemy garby zwalniające prędkość aut. Ludzie boją się pojazdów i chcą ich spowalniania, ale smogu, który jest groźniejszy … już nie.
Wiesław Rygielski
Mamy tu pewien konflikt – progi są też potrzebne, ze względu na idiotów urządzających sobie wyścigi po ulicach osiedlowych i nie tylko po nich.
nie twierdzę, ze nie. Po prostu piszę, ze ludzie boja sie jednego a tego co długofalowe jest groźniejsze już nie