środa, 1 maja

Reszta życia w baraku?

Przytułek dla bezdomnych. Fot. Wikipedia

Grudzień to prawdziwy wysyp dobroczynnych inicjatyw. Wszelkie fundacje na wyścigi oferują rozmaitą pomoc potrzebującym. Wielce to chwalebne, tylko czy naprawdę tędy droga? I dokąd ona prowadzi?

Dzisiaj chcę skoncentrować się na tych organizacjach, które pracują z bezdomnymi deklarując, że pomagają im w usamodzielnieniu się. Często nazywają się wspólnotami, – bo ich animatorzy i wolontariusze pracują i żyją razem z podopiecznymi.

I tu jest pies pogrzebany – na ile te organizacje rzeczywiście chcą, by bezdomni się usamodzielniali, a na ile, by zostali we wspólnocie na resztę ziemskiej egzystencji – bo organizacja normalnie z nich żyje.

Już dawno temu Robert Michels sformułował żelazne prawo oligarchii. W wielkim uproszczeniu stanowi ono, że wszystkie, bez wyjątku, organizacje dbają przede wszystkim o swoje własne dobro i przetrwanie. Po co więc pozbywać się kury, która znosi złote jajka?

Organizacje dobroczynne wcale nie zachęcają bezdomnych, by opuszczali ich progi. Przeciwnie, organizują im życie od a do z, niczym w klasztorze. Zaspokajają wszystkie potrzeby, tak, że nie ma powodu by robić to na zewnątrz.

Innymi słowy, uzależniają podopiecznych od siebie, przyzwyczajają do takiego właśnie życia. Po latach człowiek, niczym więzień po długoletnim wyroku, nie zna w ogóle innego świata i nie umie się w nim poruszać.

W teorii we wspólnocie czy pod opieką fundacji powinni dożywotnio pozostawać tylko ci, którzy w żaden sposób nie poradzą sobie z wewnętrznym świecie. Ale to margines. Zdecydowana większość może.

Darek Preiss

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *