Wprawdzie do wyborów prezydenta Poznania jeszcze niemal rok, ale nietrudno zauważyć, że wydarzenia w magistracie zaczynają biec według wyborczego kalendarza. Tramwaj na Naramowice ma być wisienką na torcie.
Przypomnijmy – rok ubiegły, środek kadencji prezydenta Jacka Jaśkowiaka, to czas drastycznych, choć chaotycznych, zmian organizacji ruchu w ścisłym centrum na korzyść rowerzystów. Ten rok to już czas wycofywania się rakiem z obietnic uspokojenia ruchu, nacisk na nie likwidowanie miejsc parkingowych, słaby budżet rowerowy na rok przyszły. Ewentualnie odkładanie decyzji na później. Ograniczenia w realizacji drugiego etapu uspokojenia ruchu w centrum, to logiczny ciąg dalszy takiej polityki. Ukoronowaniem tej tendencji była demonstracyjna decyzja prezydenta o rezygnacji z wyznaczenia buspasa na części ulicy Garbary.
Został wytyczony tam, gdzie praktycznie nic nie daje, a zrezygnowano z niego na tym odcinku, gdzie naprawdę mógł usprawnić ruch autobusów sterczących dziś w korkach. Posłuchano kierowców chcących, jak dotąd, tranzytem rozjeżdżać centrum i wydatnie wspomagać mieszkańców palących w piecach byle czym, w generowaniu w ścisłym centrum smogu (przypomnijmy, samochody odpowiadają w Poznaniu niemal za połowę szkodliwej emisji pyłów).
Prezydent porzuca rowerzystów, na rzecz głosów kierowców, zwłaszcza, że urzędnicy i politycy należą, niemal bez wyjątku, do tej grupy. A od niej zależy reelekcja w większym stopniu, niż od kogokolwiek innego.
Potrzebny jest jeszcze jakiś listek figowy, by zwrot ten zamaskować i w dalszym ciągu uśmiechać się do wyborców, z zasady nie jeżdżących samochodami po mieście. Każdy głos się przyda, jak więc uzyskać poparcie jednej grupy, nie tracąc przy okazji głosów innej, też kluczowej? Nie łudźmy się, to jeszcze dziś nie są rowerzyści.
Przez trzy lata niewiele działo się w sprawie sztandarowej obietnicy wyborczej – tramwaju na Naramowice. Spektakularnie spełniona została jedynie obietnica otwarcia przejścia naziemnego przy dworcu, co było nawet powodem żartów. W kwestii tramwaju mówiono tylko o mało znaczącym odcinku na Falistą.
Teraz jednak sprawa tramwaju wyraźnie przyspiesza: oto dzisiaj ogłoszono, że inwestycja uzyska dofinansowanie unijne, a trasa może być gotowa w cztery lata. To dla wyborcy oczywisty komunikat, w dodatku nadany niedługo przed wyborami, by dobrze pamiętali: „Jestem gwarantem wybudowania trasy na Naramowice, machina ruszyła i jeśli będę prezydentem przez kolejną kadencję dopilnuję, by została ukończona”. W końcu trasa na Naramowice leży na ważnym kierunku, co dzień dojeżdżają tam, stojąc w korkach, mieszkańcy przedmieść, zwykle lepiej sytuowani niż ci duszący się w starych kwartałach centrum. Byłoby ciężkim grzechem lekceważyć taki elektorat. Lepiej, po trzech latach trzymania ich w niepewności, wreszcie ogłosić: budowa rusza (w domyśle: nikt jej nie zatrzyma, jak długo jestem prezydentem).
Cóż, chociaż taki z kampanii pożytek, że mieszkańcy mogą w końcu otrzymać niezbędne od lat, a lekceważone przez poprzedników Jaśkowiaka, połączenie tramwajowe rosnących jak grzyby po deszczu nowych dzielnic z resztą miasta.
Darek Preiss