czwartek, 2 maja

Podwójny nokaut

Fot. Wikipadia

Bohaterstwo czy nieodpowiedzialność? O Powstaniu Warszawskim powiedziano już tyle, że trudno znaleźć jakiś nowy wątek. Ale czy trzeba? Postaram się spojrzeć na to wydarzenie okiem socjologa. Nie chce nikogo przekonywać, po prostu tak to widzę.

Heroizm uczestników był niezaprzeczalny, choć z czasem nastroje cywilów zmieniały się na niekorzyść powstańców, co nietrudno zrozumieć, gdy żyje się w piwnicy, w głodzie i z perspektywą, że sufit może w każdej chwili spaść na głowę. O odpowiedzialności, a raczej jej braku, u najwyższego dowództwa, nie chce tutaj pisać, to zupełnie inny temat. Skupię się na konsekwencjach.

Trudno zaprzeczyć, że wyniku Powstania Niemcy zniszczyli w Warszawie obie tkanki budujące miasto – urbanistyczną i społeczną. I właśnie to było najgorsze – że równocześnie.

Historia zna wiele przypadków, gdy do miasta pozbawionego w wyniku jakiejś katastrofy mieszkańców napływają nowi, często tacy, których potocznie nazywa się barbarzyńcami.

Zastana kultura materialna staje się dla przynajmniej części z nich impulsem do rozwoju, z czasem odkrywają wartości, którymi żyli ich poprzednicy. Niezłym przykładem jest Wrocław, gdzie ludność przesiedlona tam po wojnie (wszak nie były to tylko kresowe elity) przyswoiła sobie materialną kulturę tego miejsca, wnosząc jednocześnie swoje wartości.

I odwrotnie, gdy mury zostaną zrównane z ziemią, ale zostaną mieszkańcy, z czasem obudowują oni materialną oprawę życia, które jest dla nich czymś oczywistym, kultywując przy tym wartości, z których wyrośli.

W Warszawie okupant zniszczył i jedno, i drugie. Mury zrównał z ziemię, mieszkańców wymordował lub rozpędził po świecie. Niewielu z tych wypędzonych wróciło.

Została czarna dziura, której jedyną funkcją było to, że stała się ośrodkiem nowej władzy, budującej swoje podstawy od zera.

Takie miejsce staje się swoistą Mekką specyficznego typu ludzi – awanturników dążących do władzy i pieniędzy, jak muchy do miodu. Dodajmy, że ówczesna władza premiowała raczej tych, którzy wiernością jej dogmatom nadrabiali braki w kulturze i wykształceniu.

I taka jest dzisiejsza Warszawa. Metropolią ludzi przyjezdnych, mających swoje korzenie gdzie indziej lub nigdzie. Stolica nie oferuje im nic poza pracą w urzędach centralnych, centralach korporacji itp.

Nic się w tym mieście nie produkuje, tylko kieruje i zarządza. W dodatku, z im głębszej prowincji ktoś przyjedzie, tym wyżej nosi nos.

Nie chcę tutaj urazić prawdziwych Warszawiaków, których kilku znam i cenię, ale taki twór, jak dzisiejsza stolica, jest w stanie tylko pasożytować na reszcie kraju. Nic dziwnego, że nie jest lubiany.

Można z ogromnym smutkiem powiedzieć, że dzisiejszy stan rzeczy jest pośmiertnym triumfem tych, którzy uczestniczyli w niszczeniu stolicy po Powstaniu.

Czy to nieodwołany wyrok? Niekoniecznie. Historia, a zwłaszcza archeologia, zna wiele miast, które rozwijały się nawet przez tysiąclecia, warstwami. Wykopaliska, jak słoje drzewa, pokazują momenty katastrof, i następujące po nich okresy rozwoju. Tyle, że były to procesy które trwały wieki. Może w epoce gwałtownego przyspieszenia biegu dziejów wystarczy kilka dziesięcioleci?

O tym, co myślę o hałaśliwych obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego czytaj tutaj:

Darek Preiss

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *