Od momentu oddania do użytku na ulicy Dąbrowskiego, przystanków wiedeńskich, długo zresztą oczekiwanych przez pasażerów, trwa epidemia spadających z krawędzi przystanku samochodów. Odpowiedź, dlaczego, okazuje się bardzo prosta.
Kierowcy w Polsce ogólnie mają z przystankami wiedeńskimi problem, ale zwykle po kilku dniach w nowej lokalizacji przyzwyczajają się do ich istnienia i problemy się kończą. Na Dąbrowskiego jest inaczej. Dlaczego?
Postanowiliśmy zbadać sprawę na miejscu. Otóż, z naszych obserwacji wynika, że przyczyna jest trywialna: kierowcy jak często jeżdżą na pamięć, co w Polsce jest normą, ale w tym konkretnym miejscu ma to drugie dno.
Dąbrowskiego od dziesięcioleci nie była na śródmiejskim odcinku porządnie wyremontowana. Wskutek tego torowisko jest w nieco lepszym stanie niż brukowana jezdnia obok, gdzie każdy kamień jest wyżej lub niżej niż sąsiedni. Kierowcy jeżdżą więc okrakiem – biorą między koła jedną z szyn, tak, by choć lewą połową auta mniej trzęsło.
To chore zjawisko od dziesięcioleci blokuje tramwaje, notujące w tym miejscu rekordowe spóźnienia, nikogo w magistracie to jednak dotąd szczególnie nie obchodziło, a akcje torujące drogę tramwajom były podejmowane doraźnie i trwały krótko.
Od kiedy powstały przystanki wiedeńskie okrakiem się już jeździć nie da. Gdy jeden bok auta wjedzie na pochylnię przed przystankiem musi ono stracić równowagę. I tu właśnie leży problem.
Kierowcy oczekują od miasta lepszego oznakowania miejsc, gdzie przystanki się zaczynają. Czy to pomoże, czy dopiero wizyta u mechanika może nauczyć niektórych kierowców rozumu? – przekonamy się zapewne niebawem.
Ubocznym efektem sytuacji może być to, że zmotoryzowani trwale oduczą się jeździć po torowisku. Przynajmniej w pobliżu przystanków.
darp
[…] Pisaliśmy o tym tutaj: Dlaczego spadają samochody? -zagadka rozwiązana. […]