czwartek, 7 listopada

Złowieszcze race

Jak niemal co roku, z przyjemnością wybrałem się w rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego obejrzeć obóz powstańczy i inne atrakcje, będące żywą lekcją historii na Placu Wolności. Przykrym zgrzytem był dla mnie jednak kończący imprezę pokaz rac (całkiem jak „oprawa” meczu piłkarskiego), który zaserwowali mieszkańcom „kibice” Lecha.

Nie przepadam za tą grupą, za jej skrajną nietolerancję i wrogość wobec inności, za nawoływanie do przemocy. Za nacjonalizm, ubliżające inaczej myślącym transparenty na stadionach i nie tylko. Za pogróżki, nieraz zupełnie jawne, życzenie śmierci „wrogom ojczyzny”, przy czym kto tym wrogiem jest, decydować mają stadionowi krzykacze:  nierzadko zamaskowani – sąd kapturowy w biało niebieskich szalikach.

Jest ich, niestety, coraz więcej. Wpychają się już niemal na każdą poznańską imprezę, mającą cokolwiek wspólnego z nastrojami patriotycznymi. Atakują też bez pardonu wszelkie manifestacje inaczej myślących. Chowają się przy tym za narodowymi symbolami, nurzając je w błocku nacjonalizmu.

Przed laty dżina z butelki, wypuścił prezydent Poznania, Ryszard Grobelny, podlizując się „kibicom” i opierając na ich głosach swoją reelekcję przed Euro 2012. Teraz schlebia im rządząca nacjonalistyczna prawica. A kibole nie mają już respektu dla nikogo, zwłaszcza policji, która woli nic nie widzieć i którą jawnie lekceważą. Bez konsekwencji.

Oprawa tych imprez, z obowiązkowymi racami i pochodniami, kojarzy mi się jak najgorzej. Te rekwizyty były wszak nieodłącznymi atrybutami przy wszelkich przemarszach i zgromadzeniach bojówek NSDAP. A kto ma choć blade pojęcie o historii XX wieku wie, czym skończyła się erupcja tego żywiołu.

Od głoszenia nienawiści, gdy nie daje się odporu tym głosom, niedaleko do tejże nienawiści praktykowania. Najczęściej przemocą. Granica jest o wiele bliżej, niż można by sądzić. A o „kibicach” piłkarskich (przynajmniej tych najbardziej aktywnych), można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że brzydzą się przemocą.

Nie dziwię się więc, że niektórym z nas na widok tłumu z racami, jeży się włos na głowie. Die Strasse frei… Deja vu?

Darek Preiss

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *