sobota, 14 grudnia

Zasłużeni Hodowcy Smogu

Nie, wbrew pozorom – to nie ludzie ogrzewający mieszkania i domostwa paliwami stałymi, nie ci, co wrzucają do kotła, pieca kaflowego , kuchennego czy kozy kolorowe gazety i odpady komunalne, palą mokrym drewnem, odpadami węglowymi, porąbanymi starymi meblami z drewna i płyty stolarskiej. Także nie ci, co w przydomowych warsztatach i zakładach rzemieślniczych spalają odpady poprodukcyjne, używają przepracowanego oleju, chemikaliów i opakowań. Większość tych ludzi to ofiary sytuacji ekonomicznej, wysokich cen opału i ubóstwa energetycznego. Większość.


Hodowcami smogu na poziomie krajowym są wszystkie ekipy rządowe, z obecną włącznie, które „dbały”o to, aby ludzie nie budowali dobrze zaizolowanych budynków, ustanawiając normy dużo łagodniejsze niż opłacalny energetycznie standard.

Liczył się interes firm energetycznych. I normy pozwalały budować źle
– domy energożerne, istne „wampiry energetyczne”. Ekipy, które pozwalały zabudowywać kanały wentylacyjne miast, wpuszczać do kraju stare diesle, także te z powycinanymi filtrami spalin, blokowały kontrole emisji spalin przez stacje diagnostyczne pojazdów, krępowały pozyskiwanie energii ze źródeł odnawialnych i rozproszoną energetykę prosumencką.

Teraz chcą budować gigantyczne lotnisko, a wciąż nie są w stanie rocznie wydać z budżetu państwa kwoty przynajmniej równej stratom, jakie ponosi gospodarka kraju z powodu niskiej emisji – nawet 30 mld € w roku 2016  (raport Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii, 2018).

Bez cienia wątpliwości można postawić tezę, że nie ma takiej drugiej sfery publicznej, gdzie państwo polskie jest tak bardzo z dykty, jak w ochronie środowiska i tych częściach polityki, które są związane ze sprawami środowiska. Polityki energetycznej nie wyłączając. Niestety, ani poznański, ani wielkopolski samorząd nie jest z innego tworzywa.

Hodowcami smogu na poziomie wojewódzkim są pasywni radni Sejmiku Wojewódzkiego, a także twórcy tzw. uchwał antysmogowych podjętych przez Sejmik Wojewódzki. Uchwały te są nie tylko nie dość stanowcze , ale także nieegzekwowalne i częściowo nawet szkodliwe ze społecznego punktu widzenia, prowadzą bowiem do poszerzania sfery ubóstwa energetycznego.

Poznańskimi hodowcami smogu są nasi swojscy radni – poprzednich i obecnej kadencji Rady Miasta, oraz władze miasta ekipy Ryszarda Grobelnego i Jacka Jaśkowiaka. Ludzie, którzy mieli i mają w swoich rękach narzędzia działania i środki finansowe, a mimo to bardzo niewiele zrobili, głównie pozorując działania antysmogowe lub dobudowując ideologię antysmogową do innego typu przedsięwzięć i działań.

Jak bardzo rządzące miastem elity oderwane są od uporczywego problemów mieszkańców, pokazują powszechne narzekania Poznaniaków na smog w sezonie grzewczym. Smochowice, Wilda, Górczyn, Stare Miasto, nawet miejscami na Piątkowie i czystym Morasku, i w wielu, wielu innych dzielnicach.

A radni kadencji 2014–2018 nawet ani razu nie debatowali nt. problemu smogu i skutecznego przeciwdziałania, przewodniczący komisji ochrony środowiska i komisji zdrowia tylko raz, i to pod koniec kadencji (sprowokowani przez Koalicję Antysmogową Bye Bye Smog, dalej: KA BBS), przeprowadzili fasadową dyskusję, dając dowód kompletnej ignorancji.

Przewodniczący rady Miasta nie widział powodu, aby wywołać temat skutecznej walki z zanieczyszczeniem powietrza na sesji Rady Miasta. Mimo, mówiąc kolokwialnie, że na Placu Kolegiackim też ostro zalatuje smogiem. I dzisiaj radni nowej kadencji i magistrat nadal nie mają żadnego pomysłu na smog. Kompletnie żadnego. Jedyne, co widzą, to potrzeba kontynuowania programu Kawka Bis dotacji do wymiany kopciuchów na inne, bardziej „czyste”, źródła ogrzewania, programu tak źle skonstruowanego, że mimo przeznaczenia nań w roku 2018 zaledwie 2 mln zł (co jest kwotą najniższą ze wszystkich dużych polskich miast poza Warszawą) wykorzystano tylko 1,6 mln (sic!). Kropla w morzu potrzeb.

20 grudnia 2018r., podczas sesji budżetowej Rady Miasta, głosami radnych PO i Nowoczesnej odrzucony został jedyny spójny i kompleksowy wniosek/projekt KA BBS (zgłoszony przez radną Sarę Szynkowską vel Sęk) o przystąpienie Poznania do nowego programu walki z niską emisją i podstawową jej przyczyną, czyli ubóstwem energetycznym tysięcy mieszkańców miasta.

Radnym w głowach się nie mieści, że na profilaktykę zdrowotną mieszkańców i wsparcie dla ludzi ze sfery ubóstwa energetycznego – co jest w interesie wszystkich mieszkańców oddychających poznańskim powietrzem – można wydać tak „zawrotną” sumę jak 9 mln zł wnioskowaną przez KA BBS i radną Szynkowską vel Sęk (podczas gdy radni wrocławscy zaplanowali 15 mln zł, magistrat warszawski – 30 mln zł, nie mówiąc o krakowskim – dziesiątki milionów zł). Na odczepne, po wcześniejszych negocjacjach przewodniczącego Klubu Koalicji Obywatelskiej  (PO+Nowoczesna) i Koalicji Antysmogowej, prezydent w formie autopoprawki zadysponował 3 mln zł na inwentaryzację źródeł ogrzewania węglem i drewnem.

I znowu de facto niewyjaśnione pozostaje, co należy przez to rozumieć. Radny Sternalski zapowiedział także pracę nad zmianą zasad programu Kawka Bis, co zająć ma aż 3 miesiące. Tak więc kolejny już z rzędu sezon grzewczy przejdzie bez poważnych działań antysmogowych, a poznaniacy mogą liczyć tylko na wiatr i oczyszczające atmosferę opady. Na radnych w żadnym wypadku. Powszechna jest bowiem niemoc władz miasta – przypadłość „niedasie”.

21 hodowców smogu to 19 radnych miejskich oraz prezydent miasta i jego pełnomocnik ds. jakości powietrza. Piątka z nich – idąc tropem „Głosu Wielkopolskiego”, który zidentyfikował ścisłą grupę ludzi rządzących miastem – to ojcowie duchowi hodowli: Jacek Jaśkowiak, Marek Sternalski, Grzegorz Ganowicz, Łukasz Mikuła, Wojciech Kręglewski, pozostali to karnie wykonujący rozkazy „żołnierze” Koalicji Obywatelskiej, nawet ci, którzy w wcześniej publicznie krytykowali bierność miasta w sprawach likwidowania smogu (radny Chudy). Rośnie społeczna świadomość problemu smogu, ale świadomość radnych i władz miasta … zbyt wolno.

Deklaratywnie władze popierają jego zwalczanie, ale gdy przychodzi do przyznawania środków budżetowych i wdrażania konkretnych programów tej walki, to okazują się one sprzeczne z rozmaitymi partykularnymi interesami radnych i prezydenta. Przy dochodach miasta 3 mld 756 mln zł i wydatkach 4 mld 281 mln zł, gdzie na inwestycje zaplanowano rekordową w historii stolicy Wielkopolski kwotę ponad 1 mld zł, zaledwie w sumie 5 mln na działania antysmogowe to najniższe w przeliczeniu na liczbę mieszkańców wydatki spośród dużych miast Polski. W 2018 były mniejsze niż Mosiny per capita.

Odrzucony przez Sejm opozycyjny projekt ustawy nowelizującej prawo o ochronie środowiska zakładał przeznaczenie 0,5 proc. PKB na działania stricte związane z poprawą jakości powietrza. Poznańscy radni chcą wydać zaledwie 0,13 proc. dochodów miasta. Pieniądze nie kłamią. Doskonale pokazują priorytety każdej władzy. Prezydentowi Jaśkowiakowi trzeba jedno oddać – przed wyborami 2018 nie obiecywał zdecydowanej walki ze smogiem i słowa tego dotrzymuje.

Magistrat w ogóle nie widzi potrzeby konsultacji społecznych w sprawie budżetu (w innych miastach są takowe, np. w Łodzi przeprowadzono trzy debaty publiczne). Pojęcie demokracji deliberatywnej w mieście jest pustym sloganem. Bez presji społecznej tak jak dotąd środki finansowe miasta przeznaczane będą na wszelkiego rodzaju inwestycje, sport, kulturę, działania społeczne itp., a tylko grosze z całej puli na profilaktykę zdrowotną, ograniczanie ubóstwa energetycznego i eliminowanie smogu z miasta.

Jeśli nic się nie zmieni, to ile lat będziemy zwalczać smog? 20? 30? Jeżeli dzisiaj przedwcześnie umiera z powodu chorób, do których przyczynia się smog, około 700 Poznaniaków rocznie, ilu umrze w tych latach? Czy po zapowiadanych przez ekspertów wzrostach cen energii i kosztów życia oraz masowym imporcie wycofywanych z miast starej Unii diesli nie będzie to 40 lat lub jeszcze więcej?

Wiesław Rygielski, Koalicja Antysmogowa Bye Bye Smog
w Poznaniu, 3 stycznia 2019r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *