Chodzi o nowe regulacje, pozwalające za darmo podróżować komunikacją publiczną w dni, gdy przekroczone są normy zanieczyszczenia powietrza. Nareszcie sensowne.
Normy te są wciąż w Polsce zbyt liberalne, ale to odrębny temat. Pozytywne jest natomiast zrównanie w prawach wszystkich, stałych i sporadycznych, użytkowników transportu publicznego.
Dotąd, jeśli samorządy zwalniały, ze względu za zanieczyszczenie powietrza, z obowiązku kupowania biletów dotyczyło to (z nielicznymi wyjątkami) tylko kierowców. Rozwiązanie na pozór logiczne, bo chodziło o zachętę do pozostawienia na parkingu kolejnego źródła trucizny, było jednak rażąco niesprawiedliwe:
W ten sposób darmowymi przejazdami nagradzano tych, którzy na co dzień są sprawcami zatrucia powietrza. Jednocześnie de facto karano tych, którzy regularnie korzystając z komunikacji publicznej, nie przyczyniają się do produkcji zanieczyszczeń.
Rzekłbym, że było to rozwiązanie nieprzemyślane i rażąco niesprawiedliwe, ocierające się o dyskryminację. Zaprzeczało idei edukacji ekologicznej.
Na szczęście to już przeszłość.
Darek Preiss