
Zarząd Transportu Miejskiego przejął się niedawną epidemią wypadków w tramwajach i autobusach, związanych z nagłym hamowaniem. W nowej kampania medialnej, także w pojazdach, nalega na trzymanie się uchwytów. Szkopuł w tym, że w wielu pojazdach jest to niezwykle trudne, zwłaszcza w tłoku.
Trudno nie odnieść wrażenia, że nowe zakupy taboru, szczególnie gdy chodzi o tramwaje są podporządkowane nadrzędnemu celowi, jakim jest upchnięcie w pojeździe jak największej liczby pasażerów. Koresponduje to znakomicie z redukcją liczby kursów.
Tramwaje nie są z gumy, więc w jakiś sposób trzeba wygospodarować jak najwięcej miejsca. Trudno nie zauważyć, w jaki: wystarczy porównać prototypy najnowszych zakupów MPK – Solarisów i Moderusów Gamma, kursujących testowo po Poznaniu, z wersją ostatecznie zamówioną. Tramwaje te wiele różni, ale jedno zdecydowanie łączy – w newralgicznych punktach, w pobliżu drzwi, gdzie tłok i ruch jest największy, zredukowano liczbę poręczy:

Przy samych drzwiach pozostawiono tylko symboliczne uchwyty, zrezygnowano też z poręczy łączących siedzenia z sufitem. Pozostają niewygodne uchwyty zwisające z sufitu, nie dla każdego dostępne, a i ich jest za mało. W godzinach szczytu wielu pasażerom pozostaje więc liczyć na zmysł równowagi, albo oprzeć się o sąsiada, co ze zrozumiałych względów nie musi spotkać się z aprobatą.
Najrozsądniejszym wyjściem byłoby poczekać na następny pojazd, ale to w szczycie nie wchodzi raczej w grę – kolejny będzie podobnie zapchany, no i czas nie zawsze pozwala.
Tak „oszczędnie” zaprojektowane tramwaje to żaden zabytek – nowe pojazdy. Wszystkie kupione po Siemensach Combino (a więc Solarisy i Moderusy Gamma) mają w podobny sposób zredukowane poręcze. Wystarczy te trzy modele porównać podczas podróży po mieście. Kiepskoporęczowe tramwaje będą nam zatem towarzyszyć jeszcze przed dziesiątki lat.

Toteż można się spodziewać, że apele o bezpieczne trzymanie się podczas jazdy długo jeszcze pozostaną wołaniem na puszczy. Tymczasem nagłe hamowania były, są i będą.
Darek Preiss