Przy jednej z posesji przy Marszałkowskiej pojawiła się na płocie kartka głosząca, że część (zniszczonego) trawnika przed posesją to miejsce parkingowe. Tymczasem taka kartka, skan mapy z Systemu Informacji Przestrzennej, na której rzekome miejsce parkingowe jest zaznaczone, to żaden dokument.
Sprawa jest ważna, bo podobny „status” ma kilka miejsc przy Marszałkowskiej, gdzie z trawnika uczyniono rozjeżdżone parkingi, na które często nie można dostać się inaczej niż przecinając chodnik, co jest sprzeczne z przepisami. W dodatku, zajmują je zwykle osoby mające na swoich posesjach garaże.
Obowiązujący dokument powinien posiadać: datę wydania, numer, oznaczenie organu wydającego, uzasadnienie prawne decyzji oraz podpis upoważnionej osoby, która ją podjęła w imieniu organu.
Dlaczego więc użytkownik posesji powołuje się na mapkę, jak na wiążący dokument?
Ano, wyjaśniło to swego czasu dziennikarskie śledztwo ukazującego się na Grunwaldzie Południe „Informatora Osiedlowego”.
Od Zarządu Dróg Miejskich dowiedzieliśmy się, że miejsca parkingowe są legalne, jednak… dokumenty mogące to poświadczyć zaginęły.
Wyobraźcie sobie, Czytelnicy, co by się stało, gdyby do sądu przyszedł ktoś z dowolnym roszczeniem, niepopartym jednak żadnymi dowodami, „bo zaginęły”. Gdyby sędzia był w dobrym humorze, skończyłoby się na wyrzuceniu za drzwi, gdyby zaś miał zły dzień, mógłby dodatkowo wlepić grzywnę za obrazę sądu.
Nie tę drogą na skróty, szanowni państwo.
Gdyby jednak dokumenty się odnalazły, jako dziennikarz chętnie zapoznam się z uzasadnieniem zamiany trawnika w parking. Kto podpisał decyzję sprzeczną z prawem?
Darek Preiss