
Mieszkańcy Osiedla Maltańskiego odparli ataki powiązanego z kurią dewelopera uzbrojonego w buldożery równające z ziemią ich domy. Z kwitkiem odeszli wykonawcy dzikich rozbiórek, podobnych do postępowania armii izraelskiej wobec Palestyńczyków. Niestety, zleceniodawcy wciąż mają się dobrze. Oby do czasu.
Termin akcji nie został zapewne wybrany przypadkowo – dzień przed wigilią, kiedy ludzie przygotowują się do Świąt – a po Świętach byłoby już za późno na protest.
Tym razem metoda faktów dokonanych nic nie dała. Przypomnijmy, że sąd uznał status Osiedla Maltańskiego za sporny i zabronił dzikich rozbiórek. „Zielone ludziki” dewelopera mają jednak gdzieś orzeczenie sądu i nieustannie trzeba osiedla pilnować. Buldożery odjechały dopiero po rozmowie ekipy rozbiórkowej z policją wezwaną przez mieszkańców.
Ktoś mógłby powiedzieć, że próbowano zdemolować pustostany. Warto jednak pamiętać, skąd się one wzięły. Kuria stosowała wobec mieszkańców taktykę kija i marchewki, by się niby „dobrowolnie” wyprowadzili. Z tym, że marchewka była zwiędła, a kij tęgi.
Warto pamiętać o kontekście sprawy – osiedle, o które dotąd nikt ze stosownych instytucji nie zadbał, by uregulować jego stan prawny – trafiło w ręce kościoła katolickiego. Gdy do tego doszło, na scenie pojawiła się powiązana z parafią spółka deweloperska.
Warto zauważyć, że osiedle bez lokatorów jest warte o 200 milionów więcej, niż zamieszkałe.
Mieszkańcy chcą rozmów z Kurią Metropolitalną, jednakże zamiast dialogu kuria wysłała firmę deweloperską z buldożerami. Miasto okazuje swój desineressment w tej sprawie – wciąż nie może się zdecydować jakie zająć stanowisko.
Z dzikimi rozbiórkami i za pozostawieniem osiedla mieszkańcom walczą: Razem Poznań, Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów, Koło Młodych Inicjatywy Pracowniczej i Studencka Inicjatywa Mieszkaniowa.
Darek Preiss