Ostatnie informacje prasowe i wyniki sondaży, z których wynika, że około połowa Polaków nie chce się zaszczepić SARS-CoV-2 to tylko wierzchołek góry lodowej. Dużo gorzej dla nas wszystkich, że osoby zakażone wolą przechorować infekcję gdzieś w kącie, niż narazić się na kontakt ze służbami państwa.
Zaznaczam na wstępie, że nie jestem zwolennikiem, a zwłaszcza propagatorem takiej postawy. Myślę, jednak, że można zrozumieć motywację ludzi, którzy wolą ryzyko śmierci od kontaktu z państwową (czyli PiS-owską) machiną.
Wróćmy pamięcią do wiosny – rząd nie mający zielonego pojęcia, jak walczyć z pandemią usiłował przekonać społeczeństwo, że panuje nad sytuacją:
Robił to w sposób typowy dla totalitarystów – bezsensowne acz drastyczne zakazy (choćby wstępu do parków), policyjne demonstracje absolutnej władzy (funkcjonariusz jest pierwszą i ostatnią zarazem instancją, która po analizie zawartości siatki ocenia, czy wyjście po zakupy było uzasadnione, czy też zasługuje na mandat), wojsko z długą bronią na ulicach, wreszcie drastyczne grzywny, zdolne rozwalić każdy budżet domowy, od których de facto nie było odwołania. I wszechobecna arogancja władzy.
A propos: taki obrazek z mojej ulicy – mieszany partol policji i terytorialsów oparty o radiowóz wygrzewa się w wiosennym słońcu, czyhając przed sklepem na potencjalnych klientów. Nie zwracając zupełnie uwagi na to, że po drugiej stronie jezdni, mimo pandemii, samochody parkują na chodniku z naruszeniem wszelkich możliwych przepisów.
Już wtedy, wiosną, bez żadnych protestów, same narzucały się obrazki ze stanu wojennego, kiedy to zomowiec decydował kto ma prawo chodzić po ulicy i stać w kolejce przed sklepem.
Później wcale nie było lepiej – wciskanie kitu, że wybory są bezpieczne, kłamstwa szyte liną okrętową, w końcu wrześniowe nieprzemyślane wpuszczenie dzieci i młodzieży do szkół, co okazało się zapalnikiem drugiej fali zakażeń etc.
I kolejne kwarantanny, jak się okazało rozdzielane całkowicie po uważaniu, przy jednoczesnym lekceważeniu zasad bezpieczeństwa (znam osobiście przynajmniej jeden taki szpital) przerzucanie chorych i zakażonych z lecznicy do lecznicy na drugi koniec Polski, umierający karetkach albo w kolejkach na izbach przyjęć. To musi robić wrażenie.
Któż w miarę zdrowy na umyśle chciałby trafić w szpony takiej machiny, której konwulsyjne ruchy świadczą, że zupełnie sobie nie radzi, a pacjent wobec branych z sufitu i wciąż zmieniających się procedur jest najmniej ważny? Kto by chciał takiej machinie powierzyć swoje zdrowie, a nawet życie?
Nie bez znaczenia jest też totalna inwigilacja ze strony władz: Tylko skończony naiwniak mógłby uwierzyć, że informacja o zakażeniu SARS-CoV-2 Marty Lempart, jednej z liderek Strajku Kobiet została zdobyta przez dziennikarzy, jak podaje rządowa TVP, a nie jest skutkiem celowego przecieku z bazy danych Sanepidu. Zainteresowana zapewnia, że nikogo o zakażeniu nie informowała.
Łatwe do wykrycia – nie trzeba być statystykiem – manipulowanie przez rządzących danymi o liczbie zakażeń też władzy nie pomaga.
Radzący sami strzelili sobie w stopę i to naraz wywalili cały magazynek. I teraz chcą, w jesiennej odsłonie pandemii, by ludzie im ufali? Zwłaszcza, że na horyzoncie czyha trzecia odsłona.
Piją piwo, które od miesięcy sobie konsekwentnie warzyli.
Darek Preiss