wtorek, 16 kwietnia

Tramwajarki nareszcie upamiętnione

Fot. MPK

 Od czwartku, 23 listopada br. skwer u zbiegu ulic Kochanowskiego i Dąbrowskiego w Poznaniu, oficjalnie nosi nazwę Trzech Tramwajarek. Helena Przybyłek, Stanisława Sobańska i Maria Kapturska to uczestniczki, a zarazem tragiczne ofiary Poznańskiego Czerwca ’56. Z wnioskiem o uhonorowanie tych kobiet wyszła na początku roku Fundacja Kochania Poznania. Podczas inauguracji odsłonięto także tablicę upamiętniającą te trzy bohaterki, której mecenasem jest Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne Poznaniu.

Lokalizacja skweru nie jest przypadkowa. Bezimienne dotąd miejsce znajduje się u zbiegu ul. Dąbrowskiego i ul. Kochanowskiego, niemal naprzeciw budynku ZUS-u, z którego 28 czerwca 1956 roku zrzucono urządzenia zagłuszające zagraniczne rozgłośnie. Tuż obok mieściły się garaże UB, gdzie znaleziono martwego Romka Strzałkowskiego. Nieopodal odsłonięto Pomnik Ofiar Powstania Poznańskiego, a kilkadziesiąt metrów dalej stoi dawny budynek UB, skąd padły strzały, które złamały życie trzech tramwajarek.

skwer-trzechtramwajarek-grafikaUroczystość została poprowadzona przez prezeskę Fundacji Kochania Poznania, Katarzynę Cieliczko-Słupianek oraz aktora i dziennikarza Zbigniewa Grochalę. Jako pierwszy głos zabrał zastępca prezydenta Miasta Poznania, pan Jędrzej Solarski. Katarzyna Cieliczko-Słupianek, prezeska Fundacji Kochania Poznania, podkreśliła, że kobiety pełniły równie ważną rolę w Czerwca ’56 i należy o tym przypominać. Z kolei prezes MPK Wojciech Tulibacki zaznaczył, że Poznański Czerwiec będzie trwałym elementem budowania tożsamości i pamięci MPK Poznań. Pełne emocji i wdzięczności przemówienie odczytała córka Stanisławy Sobańskiej, pani Jolanta Piechowiak. Podczas uroczystości został także odczytany list Henryki Krzywonos-Strycharskiej, która w ciepłych słowach doceniła naszą inicjatywę.

Ważnym punktem uroczystości  było odsłonięcie tablicy poświęconej tym trzem niezwykle odważnym kobietom. Odsłonięcia dokonał zastępca prezydenta Miasta Poznania, pan Jędrzej Solarski, prezes MPK Poznań pan Wojciech Tulibacki oraz córka Stanisławy Sobańskiej, pani Jolanta Piechowiak. Obecne było także rodzeństwo Stania Słaby Sobańskiej: Stefan Sobański oraz Krystyna Machnik. Przy akompaniamencie Orkiestry Miasta Poznania przy MPK, zostały złożone kwiaty pod tablicą poświęconą Trzem Tramwajarkom.

W tym roku obchodzimy 100-lecie odzyskania niepodległości. Jeden z ojców niepodległej Polski – marszałek Józef Piłsudski – powiedział niegdyś, że naród, który nie pamięta o swojej przeszłości, nie zasługuje na przyszłość. W Poznaniu doskonale jednak wiemy, że naród nie jest jedyną wspólnotą, z którą utożsamiają się ludzie, bo naszą pamięć historyczną budują także regionalne przeżycia i doświadczenia.
Dzisiejsza uroczystość nie ma charakteru incydentalnego, myślę że skwer Trzech Tramwajarek jeszcze nie raz będzie miejscem spotkań i uroczystości pracowników MPK. Przede wszystkim pragnę jednak zadeklarować, że Poznański Czerwiec będzie trwałym elementem budowania tożsamości i pamięci naszego przedsiębiorstwa –
powiedział Wojciech Tulibacki, prezes MPK w Poznaniu.

– Skwer i tablica Trzech Tramwajarek przypominały będą o kobietach. 28 czerwca 1956 roku na ulice Poznania nie wyszli bowiem tylko mężczyźni, ale także tysiące dzielnych kobiet, które miały odwagę zaprotestować przeciwko łamaniu ich podstawowych praw i wolności.
Jestem bardzo wzruszona i jest to dla mnie wielki zaszczyt, że po 63 latach, trzy tramwajarki powracają tu gdzie szły tamtego dnia, cieszę się też, że chociaż symbolicznie pozostaną na tym miłym skwerze, a nie pójdą w dół ulicy Kochanowskiego, pod lufy ubeckich karabinów –
podkreśla Katarzyna Cieliczko-Słupianek, prezes Fundacji Kochania Poznania.

– Muszę Państwu wyznać, że gdy przeczytałam o idei doktora Pawła Cieliczko, że zamierza on doprowadzić do upamiętnienia mojej matki, pomyślałam sobie, że to coś bardzo niestosownego, bo przecież tablice stawia się bohaterom, a nie prostej kobiecie, która wyszła na ulicę, by domagać się sprawiedliwości. Potem jednak zrozumiałam, że nie mam racji, że tak naprawdę te trzy kobiety są symbolami.
Myślę, że istota upamiętnienia mojej matki polega na tym, że zbuntowane kobiety z czerwca 1956 roku, zyskają swoją twarz, zyskają personalia, przestaną być tylko tłem na fotografiach Poznańskiego Czerwca. I dlatego bardzo się cieszę, że na tej pamiątkowej tablicy, jest nazwisko mojej mamy. Sama jej wiele nie miałam, ale bez wahania podzielę się nią z innymi poznaniakami, żeby Poznański Czerwiec miał także kobiecą twarz
dodaje Jolanta Piechowiak, córka Stanisławy Sobańskiej.

Tablica i publikacja

Z okazji inauguracji skweru Fundacja Kochania Poznania przy współpracy z MPK przygotowała specjalna publikację poświęconą trzem, do niedawana zapomnianym, bohaterkom Czerwca ’56. Autorem książki jest dr Paweł Cieliczko – pomysłodawca upamiętnienia Trzech Tramwajarek tym skwerem. Książeczki zostały bezpłatnie wręczone uczestnikom wydarzenia.

Dr Paweł Cieliczko – historyk i literaturoznawca opowiada: zaczęło się od fotografii. To było bardzo przejmujące zdjęcie. Przedstawiało trzy młode tramwajarki, idące na czele robotniczej demonstracji z rozwiniętym na całą szerokość ulicy biało-czerwonym sztandarem. Były młode, silne, radosne, dynamiczne. Odkąd je pierwszy raz zobaczyłem, zastanawiałem się nad tym, czy wiadomo kim one były, jaka była ich rola podczas Poznańskiego czerwca, jak potoczyły się ich dalsze losy.
Kiedy poznałem historie tych kobiet w tramwajarskich uniformach, okazało się, że to one doprowadziły manifestantów pod urząd bezpieczeństwa, a potem zapłaciły za to straszliwą cenę. Za tę chwilę wolności, za ten moment patriotycznego uniesienia, cierpiały przez całe życie.
Poznański Czerwiec 1956 roku to jedno z najważniejszych wydarzeń dwudziestowiecznej historii naszego miasta. Ten wolnościowy zryw głęboko zapisał się w pamięci historycznej mieszkańców, właściwie to wrósł w nią, stając się ważnym, immanentnym elementem społecznego DNA poznaniaków. Poznański Czerwiec to gen, w którym zapisane są takie romantyczne, polskie wartości, jak umiłowanie wolności, niezgoda na niesprawiedliwość, gotowość do ryzyka, a nawet poświęcenie się dla szczytnej idei. Równoważą go (na szczęście) tradycyjne poznańskie wartości: solidarność społeczna, lojalność, racjonalność czy doskonały zmysł organizacyjny.

Tablicę Trzech Tramwajarek zaprojektowała artystka Kinga Giżewska: Umieszczona na niej inskrypcja – „Trzy Tramwajarki” – wyrasta ponad płytę główną tablicy, oddzielając jej górną i dolną część. W części górnej znajduje się, wykonane w technice reliefu, zdjęcie przedstawiające trzy tramwajarki idące poznańską ulicą z rozpostartym na całą jej szerokość, biało-czerwonym sztandarem.

W dolnej części widnieje napis:

Helenie Przybyłek, Stanisławie Sobańskiej,
Marii Kapturskiej,
które za chwilę patriotycznego uniesienia,
cierpiały całe życie.

Tablica Trzech Tramwajarek umieszczona jest na cokole wyłożonym małymi bazaltowymi kostkami, takimi jak te, które w 1956 roku pokrywały poznańskie chodniki. Te właśnie kamienne kostki wyrywane były przez demonstrantów, którzy rzucali nimi w okna urzędu bezpieczeństwa, skąd do nich strzelano.

Historia Heleny Przybyłek, Stanisławy Sobańskiej i Marii Kapturskiej

trzy-tramwajarki

Helena Przybyłek
Ten słoneczny poranek okazał się ostatnim szczęśliwym i normalnym porankiem w jej życiu. Helena Przybyłek tak pamiętała chwile, kiedy po raz ostatni mogła stać na własnych nogach:
Ubowcy stali w oknach i od czasu do czasu namawiali nas do rozejścia, ale to jeszcze bardziej podniecało tłum. […] W oknie na I czy II piętrze, nad główną bramą stała kobieta. W pewnej chwili usłyszeliśmy strzały. Nie widzieliśmy skąd strzelają. Po chwili jednak zaczęli padać ranni wśród manifestantów. Ludzie zaczęli się rozbiegać i zatrzymywali się w pewnej odległości, tworząc wielkie półkole. Ale my ze sztandarami stałyśmy twardo. Raptem widzę, że wspomniana kobieta mierzy do nas z pistoletu maszynowego i niemal natychmiast prawie padają strzały. Zrobiło mi się ciepło w nogi i upadłam. Po chwili sobie uświadomiłam, że to ja otrzymałam te strzały. Bardzo krwawiłam. Sztandar się skrwawił. Pogotowie zabrało mnie na Długą. Miałam przestrzelone obie nogi. Prawa noga wisiała na skórze.
Strzały oddane do bezbronnych, młodych kobiet stojących z biało-czerwonym sztandarem wzbudziły furię zgromadzonego przed budynkiem UB tłumu. Dotychczasowa wrogość wobec tej instytucji przekształciła się w nienawiść i chęć odwetu. Mówił o tym Michał Grzegorzewicz, obrońca w procesach poznańskich. To, co się wydarzyło: „było tym, czym jest benzyna wylana na płonące ognisko. Płomień uczuć strzelił wysoko do góry, pożar rozpoczął się na nowo”.
Krótka chwila odwagi i patriotycznego uniesienia zrujnowała życie Heleny Przybyłek.
Uszkodzenie nóg było jednak tak wielkie, że lekarze byli bezradni. Miałam przestrzelone kości udowe i goleń nogi prawej oraz oderwany kawałek pięty nogi lewej. W szpitalu, jednym i drugim, przebywałam razem trzy lata. Przeprowadzono mi sześć operacji. Lekarze próbowali przeszczepić mi kość z lewej nogi do prawej – bez skutku. W końcu amputowano mi prawą nogę, a lewa pozostała kaleka. Przez cały czas pobytu w szpitalu przychodzili pracownicy UB i przeprowadzali ze mną śledztwo.
Dochodzenie w sprawie Heleny Przybyłek umorzone zostało w ramach październikowej odwilży, kobieta jednak jeszcze trzy lata spędziła w szpitalach, a kiedy wreszcie je opuściła, była inwalidką, która nie mogła liczyć na żadną pomoc.
Gdy mnie zwolniono, poszłam o kulach do hotelu na Grudzieńcu, gdzie przedtem mieszkałam. Nie wpuszczono mnie. Zawiadomiłam matkę w Uchorowie. Zanim przyjechała, przesiedziałam dwie doby w parku na ławce. […] mieszkam w Magdalenowie koło Kalisza z małą rentą, całkowicie zależna od drugich, którzy nie wszyscy są dobrzy. Jestem tu wciąż witana drwinami: „to jest ta z wypadków poznańskich!”.

Stanisława Sobańska
Stanisława Sobańska również przypadkowo dołączyła do robotniczej manifestacji, która doprowadziła ją w pobliże gmachu UB. Pozostawiła poruszający opis tych tragicznych chwil:
Naraz w oknie nad drzwiami pojawiła się kobieta. A tymczasem rozpoczęła się gęstsza strzelanina w tłum z okien gmachu UB. Ludzie zaczęli uciekać i chować się, a my stałyśmy same przy ogrodzeniu domu, naprzeciw tego gmachu. Wtedy ta kobieta, szczupła i chyba dość wysoka, bo w oknie dużo jej było widać, czarna zaczęła do nas celować. Koleżanka Przybyłek zawołała do mnie: „Uciekaj, bo ona do ciebie strzela!”. Tymczasem kule ugodziły w nogi tę koleżankę, która do mnie przybiegła z ostrzeżeniem. I upadła. Ja też dostałam w łydkę, ale to nie była duża rana. Pochyliłam się nad koleżanką: „Lucha, co ci jest, kto do ciebie strzelał?”. A ona do mnie: „Ty najlepiej wiesz, bo ty ją na oczach masz”. – „Tak, mam – odpowiedziałam – ja się będę mścić”.
Rana odniesiona przez Stanisławę Sobańską okazała się powierzchowna. W szpitalu im. Pawłowa opatrzono ją i tego samego dnia powróciła do hotelu robotniczego przy ul.Grudzieniec. Wkrótce przybyli tam ubecy, została aresztowana i przewieziona do budynku, pod którym manifestowała.
I zawieźli mnie na Kochanowskiego. Tam przeprowadzono śledztwo przez jakieś trzy tygodnie, gdzie obchodzono się z człowiekiem gorzej niż ze zwierzęciem. Człowiek nie mógł za dużo mówić. I to nie tylko bili, ale i kopali. Ja zębów nie mam, wszystkie mi powybijali. Tam było morderstwo na ziemi. […] Bito mnie czymś twardym, uderzenia były takie głuche. Może to był pręt stalowy. […] Stawiano mnie twarzą do ściany z rękoma podniesionymi i bito po całym ciele, szczególnie z upodobaniem po nerkach, tak że moczyłam się krwią.
Śledztwo przeciwko Stanisławie Sobańskiej także zostało umorzone, jednak z więziennego szpitala wypuszczono ją dopiero w listopadzie 1956 roku. Była wrakiem człowieka, zniszczono ją fizycznie i psychicznie.

Maria Kapturska
Maria Kapturska miała tego dnia wolne, dlatego nie była ubrana w tramwajarski uniform. W granatowej spódnicy i czerwonym swetrze pojawiła się wraz z pochodem na ul. Kochanowskiego.
Ot tak wyszłam na ulicę i zagarnął mnie tłum. Nie pamiętam nic, aż do momentu, gdy trafiłam na Kochanowskiego. […] Później zauważyłam Stasię Sobańską. Szła na czele pochodu z Heleną. Wymieniały się flagą. Raz niosła jedna, a raz druga. Dołączyłam do nich.
Usłyszała ostrzegawczy krzyk Stanisława Zubera i ukryła się przed ostrzałem.
W pewnym momencie usłyszałam głos Staszka. Krzyczał – Hela uważaj. Zaczęłam uciekać. Moment później padły strzały. Zobaczyłam leżącą Helenę, nad którą stał młody chłopiec. Obok słaniała się Stasia. Obie zabrało pogotowie.
Aresztowana została 1 lipca, a oskarżono ją o to, że w dniu 28 czerwca 1956 roku w Poznaniu brała udział w zbiegowisku publicznym, które wspólnymi siłami na skrzyżowaniu ulic Roosevelta i Dąbrowskiego tarasowało drogę unieruchomionymi wozami tramwajowymi i nakłaniało załogi czołgów do niewykonania ich zadań.
Po mnie też przyszli… Byli w mundurach. Zaprowadzono mnie na Wyspiańskiego. Tam było gorzej niż w więzieniu. Boże, jak oni mnie męczyli. Pokazywali zdjęcia. Chcieli, abym się przyznała. Dopiero jak byłam już tak zmaltretowana, że nie można było mnie poznać, stwierdzili ze śmiechem, że ta na zdjęciu to z pewnością nie jestem ja. Jak to się stało, że nie zostałam zabita.
W 2006 roku Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński odznaczył Stanisławę Sobańską, a także pośmiertnie Helenę Przybyłek i Marię Kapturską, Krzyżami Komandorskimi Orderu Odrodzenia Polski.

oprac. mik


 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *