środa, 24 kwietnia

Odważyli się i już mają odpowiedź

fot. Darek Preiss

Ponad kwartał prawicowi ortodoksi spod znaku PiS trzymali społeczeństwo w niepewności nie publikując orzeczenia tak zwanego Trybunału Przyłębskiej, zakazującego przerywania cięży ze względu na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu. Zdecydowali się teraz. Dlaczego?

Mam na ten temat swoje zdanie. Co do zasady podzielam dość powszechną opinię, że w październiku władza przestraszyła się siły, determinacji i dynamiki społecznych protestów, związanych przede wszystkim z Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet, ale obejmującym też wiele innych środowisk.

Przetrzymali protestujących do końca roku, licząc na ich zmęczenie. Ktoś podejmujący decyzje w rządowych gabinetach czy biskupich pałacach jest w o wiele łatwiejszej sytuacji, niż ktoś, kto patrzy mu na ręce niemal codzienne na ulicach miast i miasteczek, niezależnie od pogody, narażając się w dodatku na policyjne szykany których charakter poznaliśmy aż za dobrze.

Widać, uznali, że przeczekali. Ale dlaczego akurat wczorajszy termin, bo w bełkot o konieczności napisania uzasadnienia do owego prawniczego kuriozum mało kto chyba wierzy?

Myślę, że władza chciała załatwić jeszcze jedną sprawę i to jej się na szczęście nie udało: Nie zdołała usunąć przepisu o zakazie odmowy przyjęcia mandatu. Tego przepisu, który przed powszechnymi sądami (jakże inaczej orzekającymi, niż sądowa wierchuszka zdominowana przez politruków) dawał z kolei ogromną przewagę protestującym: gdy komuś udało się uniknąć pobicia pałką teleskopową, połamania rąk czy potraktowania gazem pieprzowym, mógł być właściwie pewny że sąd przyzna mu racje – jako obywatel, demonstrując, nie popełnił żadnego wykroczenia.

I tego władza o dyktatorskich zapędach ścierpieć nie mogła, bo niemal za każdym razem dostawała baty na sali sadowej, mimo prób zastraszenia środowiska.

Stąd projekt ustawy skreślającej prawo do nieprzyjęcia mandatu, przez prawników jednoznacznie potępiany jako totalitarny. No, chyba że prawnik akurat reprezentuje obóz władzy.

Niestety, zwolennicy narodowo – katolickiego zamordyzmu posunęli się, jak na dzisiaj, nieco za daleko. Do projektu regulacji przypominających najbardziej ponure okresy rządów policyjnych w PRL-u nie przekonali nawet całości własnego środowiska, bez którego raczej nie przepchną nowelizacji przez parlament.

Nie mam złudzeń – przyczają się i to tego wrócą, mozolnie poszukując sojuszników. Ale na szybko się nie udało.

Za zwłoką publikacji „dzieła” trybunału Przyłębskiej mogła stać jeszcze jednak okoliczność: mimo podejmowanych prób nie udało się zastąpić urzędującego Rzecznika Praw Obywatelskich, osadzając na tym urzędzie swojego kandydata. To druga spektakularna porażka władzy, przynajmniej na razie.

Dlaczego więc taktycznie nie poczekali dłużej? Ano, bo cierpliwość kościelnych mocodawców tej władzy zwyczajnie się wyczerpała i naciski stawały się coraz silniejsze, nie wyłączając histerycznych zbiorowych modlitw pod szpitalami położniczymi.

Publikacja natychmiast uruchomiła, jak już dzisiaj widzimy, kolejną lawinę obywatelskich protestów, a tego rządzący, choć trochę uzależnieni od wyników wyborów, obawiali się najbardziej. Co innego katoliccy ortodoksi i skrajna prawica – oni załatwili swoją sprawę.

Już widać, jak nerwowo rzucają na szalę choćby czternastą emeryturę. Młodych to nie dotyczy, ale PiS walczy o życie, czyli o mocno sędziwy elektorat, bez którego będzie zgubiony. Opozycja już przecież o mało nie odebrała im urzędu prezydenta i skutecznie odebrała Senat.

Skala dzisiejszych protestów rządzących po raz kolejny zaskoczyła. Dzisiejsza poznańska demonstracja rozpoczęła się tam, gdzie zazwyczaj, na Placu Wolności, gdzie znowu spotkały się tysiące ludzi. Tylko szaleniec mógłby twierdzić, że takie zgromadzenie da się odgórnie „zmontować” w tak krótkim czasie.

Protest szybko rozlał po całym centrum, aż po Kaponierę. I znowu, na szczęście, tak jak było do grudnia, poznańska policja zachowuje się w miarę przyzwoicie, gorąco było natomiast, tradycyjnie, w Warszawie.

Niechaj protesty, już nie przewidywane, ale te realne, śnią się rządzącym po nocach. Ich dni są policzone, choć może jeszcze trzeba będzie nieco poczekać.

Wchodząc w otwarty konflikt ze społeczeństwem stawiają się na straconej pozycji. Nie schowają się przed tą perspektywą za żadnym policyjnym kordonem.

Darek Preiss

[poll id=”49″]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *