środa, 24 kwietnia

Jaki rząd taka policja

Zdjęcie ilustracyjne, fot Pixabay

Od początku protestów przeciwko zakazowi aborcji pojawiają się hasła adresowane do policji, by stanęła po stronie protestującego społeczeństwa. Podobnie było podczas protestów przeciwko upolitycznieniu sądów czy dyskryminacji osób LGBT. To piękne, ale niezbyt realne.

Pamiętam czasy, gdy wiele lat temu stałem w tłumie skandującym „rzućcie pały, chodźcie z nami”. Apel niestety nie mógł odnieść pożądanego skutku. Teraz też nie zdarzy się cud. Bo policjanci z definicji nie są ludźmi wolnymi. A policja nie jest instytucją demokratyczną.

Każdy policjant podlega swoim przełożonym, oni zaś  – ministrowi Spraw Wewnętrznych i Administracji, które z kolei jest przedłużeniem rządzącej większości. Nie jestem zwolennikiem likwidacji policji w ogóle, ale trzeba pamiętać: społeczeństwo obywatelskie ma na formacje siłowe wpływ tylko o tyle, o ile ma go na rządzących.

Zdjęcie ilustracyjne, fot Pixabay

Jeżeli władza jest demokratyczna i szanująca prawa człowieka, policja też (w każdym razie co do zasady) standardów państwa prawa przestrzega. Jednak w przypadku władzy totalitarnej, służby siłowe stają się tejże władzy narzędziem do narzucania obywatelom swojej woli przemocą. I nie ma tu znaczenia, czy władza została demokratycznie wybrana, a potem wzięła ludzi za twarz – vide Republika Weimarska – czy też wzięła rządy przemocą od początku.

A propos Republiki Weimarskiej – policjanci tejże doskonale rozumieli niewypowiedziany rozkaz, że mają biernie przyglądać się bijatykom komunistów z faszystami i udawać, że nic nie widzą – hitlerowcy wkrótce zostali, po pogrzebie niemieckiej demokracji, szefami policji. Otworzyły się nowe ścieżki kariery.

Zdjęcie ilustracyjne, fot Pixabay

Sędzia profesor Monika Płatek wiele razy, zwykle po kolejnych protestach w różnych sprawach, wypowiadała się w mediach, że policjanci rozpędzając demonstracje, bijąc i zatrzymując bez podstawy prawnej, popełniają pospolite przestępstwa i powinni być za to ukarani. Tak, tyle, że z perspektywy policjanta, który przestępcze rozkazy wykonuje sprawiedliwość jest abstrakcyjna i daleka, a przełożony – blisko.

Do rozliczenia służb siłowych dochodzi praktycznie dopiero wtedy, gdy ich mocodawcy stracą władzę. Wtedy dopiero zaczyna działać prawo, o którym mówi profesor Płatek.

Zdjęcie ilustracyjne, fot Pixabay

Trzeba mieć nie wiadomo ile charakteru, by odmówić wykonania przestępczego rozkazu. W praktyce oznacza to od razu wydalenie ze służby, w dodatku z wilczym biletem. Żegnajcie przywileje, wczesna emeryturo etc. Jakież to ludzkie…

Nietrudno sobie, tak przy okazji, wyobrazić, co zrobi policjant, który raz na rozkaz złamie prawo: będzie bronił swojej władzy do ostatniego tchu, bo jej upadek grozi mu sądem. W końcu tłumaczenie, że wykonywało się tylko rozkazy skończyło się wraz z Norymbergą.

Zdjęcie ilustracyjne, fot Pixabay

Nie bez znaczenia jest tu też propaganda. Są wszak mundurowi ideowi. Szkolenia w służbach mundurowych są bardzo podobne do tego, co w seminariach duchownych nazywa się formacją – to rodzaj prania mózgu, wmawianie, że poddawani mu są jakimiś wybrańcami, lepszym sortem powołanym do wyższych celów, który – nieważne, co robi- zawsze służy Ojczyźnie. A przełożony wie, co robi i ex definitione jest wyrocznią. Rodzaj elitarnego zakonu. Podobnie zresztą szkolą swój narybek na przykład nacjonaliści.

Napisałbym, jaka organizacja doszła do perfekcji w tworzeniu takiego zakonu, ale obawiam się, że mogłoby to nie zostać dobrze zrozumiane… Wspomnę tylko, że Niemcy byli w tym najlepsi.

Zdjęcie ilustracyjne, fot Pixabay

Jednym z elementów tego etosu jest na przykład bałwochwalcza cześć oddawana mundurowi, jak drań by go nie nosił. Tymczasem to nie protestujący przeciwko rządowemu bezprawiu, a broniący go funkcjonariusze ten mundur hańbią. Podczas pikiety w poznańskiej katedrze policjanci pozdejmowali wprawdzie plakietki z nazwiskami, ale ochoczo prezentowali w ich miejscu flagę Polski, no i oczywiście, godło państwowe na czapkach.

Nic dziwnego, że niejeden utożsamia potem państwo z bezprawiem i przemocą.

Darek Preiss

PS. Dzisiaj po południu jeden z prezenterów pewnego kultowego radia zachodził w głowę, jak partnerki/partnerzy funkcjonariuszy mogą tolerować ich “pracę” przy rozpędzaniu demonstracji. Otóż, mogą. Są z grubsza dwie możliwości:  albo są to osoby o takiej samej mentalności jak funkcjonariusze, albo dawno już przestały/przestali się odzywać. Czasem, by nie dostać w twarz, zwykle dla świętego spokoju.

dp

[poll id=”41″]

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *