piątek, 29 marca

Jak rozgościła się tęcza

Fot. UMP

Pamiętam pierwsze Marsze Równości w Poznaniu, czasy zdecydowanie mroczne dla akceptacji innych wzorów życia. Między innymi ten zablokowany przez kiboli zaraz po wyjściu spod pomnika Mickiewicza.

Bierność policji, która nie potrafiła (nie chciała?) usunąć blokady rozzuchwaliła, jak należało się spodziewać, zamaskowanych zadymiarzy i dodała im skrzydeł. Uznali, że miasto jest ich i dyktują tu warunki, kto może demonstrować, najlepiej pod sztandarem agresywnego nacjonalizmu.

Na pomoc agresorom

Pamiętam ten kolejny marsz, zakazany i zablokowany przez policję na polecenia Ryszarda Grobelnego, byłego prezydenta Poznania, który ostentacyjnie próbował przypodobać się kibolom, jakby nie wiedział, że budzenie demonów zazwyczaj się mści.

Swoją drogą pokrętna argumentacja prezydenta świadczy o wielkiej obłudzie: Jak twierdził, w obawie przed napadem pseudokibiców na uczestników marszu postanowił on zakazać demonstracji potencjalnym napadniętym!, oczywiście dla ich bezpieczeństwa. W ten sposób stanął po stronie napastników a kropkę nad i postawiła policja, poturbowawszy uczestników marszu.

Warto pamiętać, że na zakazie prezydenta, popartym przez wojewodę SLD! suchej nitki nie zostawił Sąd Administracyjny, do którego decyzje obu instancji zostały zaskarżone. Chciałoby się powiedzieć: Są jeszcze sędziowie w Poznaniu.

Wstydziłem się wtedy tego, co dzieje się w moim mieście. Na szczęście nie podróżowałem wtedy zbyt wiele, więc nieczęsto musiałem odpowiadać na żenujące pytania. To nic miłego, gdy musi się przyznać, że Poznaniem rządzą faszyzujące bojówki z kryminalnymi powiązaniami. W środowisku kiboli policja nie raz natrafiała na gangi narkotykowe.

LGBT+ wychodzi z cienia

Mam wrażenie, że organizatorzy marszów próbowali wtedy złagodzić ich wymowę, szukając kompromisowej formuły: upominania się o prawa wszystkich wykluczonych i spychanych na margines społeczeństwa, jak choćby niepełnosprawni.

Dopiero z czasem charakter przemarszów zyskał jednoznaczną formułę afirmacji środowisk LGBT+, jak na całym świecie. Ale warunki były już zupełnie inne.

Pamiętam kolejny Marsz Równości.  Jeszcze smutny, w kordonie policji, ale już widać było nadchodzące zmiany. Policja zabrała się wtedy do swojej właściwej roboty, chroniąc potencjalne ofiary napaści, a nie napastników. Jak się chce, to można.

Uczestnicy przeszli od początku do końca zaplanowanej trasy w kordonie funkcjonariuszy w bojowym rynsztunku, chociaż jaja, ulubiona broń nacjonalistów, latały jak wcześniej. Latają zresztą do dzisiaj, dobrze, że nie kamienie.

Kolejne marsze budziły coraz mniej emocji, choć harcownicy nacjonalistów wciąż zaznaczali swoją obecność: ktoś kradł tęczowe flagi, które za prezydentury Jacka Jaśkowiaka pojawiły się w mieście, ostatnio próbowano zablokować marsz na drodze prawnej, zgłaszając kontrdemonstracje.

Organizatorzy Marszów Równości jednak nauczyli jednak przez lata neutralizować te podchody.

Minęły epoki

Marsze, choć ciągle towarzyszy im policja, są coraz bardziej barwne, a z każdym rokiem symbol tęczy w większym stopniu dominuje przez ten jeden dzień na ulicach Poznania. Ich uczestnicy promieniują autentyczną radością, w atmosferze ulicznego święta, że pozwolę sobie porównać je choćby do imienin ulicy Święty Marcin. Marszom Równości patronuje dzisiaj prezydent Poznania.

Ciekawe, jak będzie w kolejnych latach. Moim zdaniem tak jak jest mogłoby już zostać. Obawiam się dwóch rzeczy: że marsze pójdą w stronę Parad Równości z krajów, skąd tradycja ta przyszła. Elementy tych parad, emanujące rozbuchaną seksualnością, wydają mi się obsceniczne i niesmaczne, ale cóż, każdy ma prawo żyć, jak chce.

Z drugiej strony, obawiam się ekspansji nacjonalizmu, który tylko się przyczaił, i czeka, aż powieją pomyśle wiatry, by znowu podjąć próbę wpłynięcia na władze, by tańczyły, jak zagrają im kibole. Tego drugiego obawiam się bardziej.

Darek Preiss

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *