środa, 24 kwietnia

Fryderyk niezbyt wielki, Polacy jeszcze mniejsi

Fot. Michał Szlaga

Inaczej, niżby sugerował tytuł sztuki jej głównym bohaterem nie jest posągowa persona. Chodzi raczej o człowieka chorego na władzę, ale też zakompleksionego. Na swoim dworze chciał uchodzić za reprezentanta intelektualnej oświeceniowej elity, choćby przez dobór gości, podziwiających go bardziej lub mniej szczerze. Tymczasem okazał się być ojcem największej chyba, po Rosji (która zresztą nie do końca jest europejska) tyranii.

To do Królestwa Prus, co w sztuce jest wyraźnie widoczne, sięgają korzenie najbardziej mrocznej epoki w historii Niemiec. Tymczasem widzimy dwór monarchy pełen frakcji i intryg, co w zasadzie nie powinno nikogo dziwić, szokujące jest tylko, jak despotycznego Prusaka podziwiają i szanuję reprezentanci nacji, której państwo despota za chwilę połknie (acz podzieli się posiłkiem z innymi, sobie podobnymi).

Mimo intryg dookoła to Fryderyk ma zawsze ostatnie słowo. Perswazją lub groźbą realizuje każdy swój cel, a innych, zwłaszcza, gdy mają pecha stanąć mu na drodze, ma za maluczkich niegodnych szacunku. Czy czegoś nam to nie przypomina? Reżyseria Jana Klaty wyciąga z ponad stuletniego tekstu Adolfa Nowaczyńskiego całkiem współczesne akcenty. Można rzec, że autor tekstu przewidział rzeczy, które dopiero miały się zdarzyć – choćby odrobinę ludzkich uczuć tyrana, adresowanych do jego psa.

Fot. Michał Szlaga

W bardzo nieciekawym, i jakże prawdziwie ludzkim, świetle przedstawiony został biskup warmiński Ignacy Krasicki z jednej strony autor pouczających bajek, z niezłomnym moralnym przesłaniem, z drugiej – gość na dworze Sanssouci. Bywalec salonów zarówno Fryderyka Wielkiego, jak i króla Stasia. Sprawia wrażenie, jakby nie widział między nimi specjalnej różnicy, a wręcz chwali państwo pruskie jako monarchię potrafiącą utrzymać porządek, do czego Polacy nie są zdolni. Skąd my to znamy? Wystarczy poczytać gazety lub włączyć telewizor. Nihil novi.

Fot. Michał Szlaga

W sztuce mamy też zachwyt Rosją, wojskowy dryl, który wyłącza myślenie, a wyłamanie się z niego prowadzi do tragedii, wszystko przyprawione, jak to w otoczeniu monarchy, dworskimi intrygami. Tutaj wszystko gęsto ocieka fałszem. Przepiękny barokowy dwór Sanssouci okazuje się być siedzibą zgnilizny kultywowanej przez małych ludzi, gdzie nierozważnie jest odwracać się do kogokolwiek plecami. W takim otoczeniu każdy despota wyrasta na Wielkiego. I nie przypadkiem większośc postaci ubrana jest w mundury.

Fot. Michał Szlaga

Sztuka w reżyserii wystawiona została z dużym rozmachem, co tutaj nie oznacza jednak przepychu rekwizytów (poza strojami), a duże, symboliczne znaczenie relatywnie ascetycznej scenografii.

Fot. Michał Szlaga

Nie sposób nie wspomnieć tu o tytułowej kreacji Jana Peszka, który, jak zwykle, wzbija się na wyżyny swoich możliwości aktorskich. Ale warto dodać, że nie ma między nim a resztą zespołu aktorskiego przepaści – poziom gry jest dość wyrównany.

Fot. Michał Szlaga

Po raz kolejny podkreślę, że, że sztuka  „Wielki Fryderyk” wystawiona pierwszy raz od ponad stu lat, jest zadziwiająco współczesna w wymowie. Czyżby przez trzysta, dwieście, sto lat nic się wokół nas i w nas, nie zmieniło?

Darek Preiss

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *