czwartek, 25 kwietnia

Dokąd zaprowadzi nas prąd?

Fot. MPK

Elektromobilność – to dzisiaj słowo – klucz a nawet wytrych w ustach rządzących. Przekonują nas, że to panaceum pozwoli nam za jednym zamachem rozprawić się ze smogiem, globalnym ociepleniem, pustynnieniem i tym podobnymi zjawiskami.

Stosunkowo najmniejszym problemem jest to, już to, że elektryczny napęd pozwala wyeliminować tylko zanieczyszczenia wynikające wprost ze spalania paliw. Trujące, rakotwórcze pyły podnoszone z jezdni, odpadające z opon i produkowane przez okładziny hamulcowe nie znikną dzięki eklektycznym napędom.

Gorzej, że jak zwykle patrzy się tylko na fragment zagadnienia, podczas, gdy zagrożenia czają się tylko kawałek dalej:

Czy tak trudno sobie wyobrazić pobór mocy potrzebny, by jednocześnie ładować akumulatory setki tysięcy elektrycznych samochodów? W nocy lub wczesnym rankiem, kiedy to większość użytkowników odpala swoje pojazdy, podobnie, jak operatorzy komunikacji publicznej. Szczyt zapotrzebowania przesunie się w ciągu doby, ale będzie ono znacząco większe niż obecnie.

Jaki system to wszystko obsłuży? Jakiej produkcji prądu będzie potrzeba by sprostać zapotrzebowaniu? Jakie elektrownie go wytworzą? Węglowe, atomowe? Wszystkie one produkują takie czy inne toksyczne odpady, a potencjał energetyki odnawialnej jest zdecydowanie za mały nawet przy aktualnym zużyciu, co spędza sen z powiek decydentom.

Kolejny fakt, z którym trudno dyskutować, to stan sieci przesyłowej już dzisiaj z trudem radzącej sobie z obciążeniem, pilnie wymagającej miliardowych inwestycji.

Masowa elektromobilność, w coraz większym stopniu wymuszana przez regulacje prawne, to w praktyce prosta i krótka droga do blackoutu. A ponoć tego właśnie chcemy uniknąć?

Darek Preiss

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *