czwartek, 25 kwietnia

Czym skorupka za młodu..

Fot. ZDM

Prawie codziennie jeżdżę poznańską komunikacja miejską, najczęściej tramwajami. Co jakiś czas jestem, jak zresztą chyba wszyscy pasażerowie, zwłaszcza w centrum miasta, świadkiem tego, jak na przystanku wpada gromada przedszkolaków albo uczniów pierwszych klas podstawówki. I zaczyna się.

Dzieciaki zawłaszczają tramwaj niczym wataha Hunów. Zajmują wszelkie wolne miejsca siedzące, a pojazd wypełnia ryk godny gardeł kibiców piłkarskich. Uszy puchną. Zaczyna się też kładzenie nóg na siedziskach, opieranie kończyn, gdzie popadnie itp.

Cóż, dzieci, powie ktoś. I racja. Z tym, że owym dzieciom towarzyszą zwykle minimum dwie panie. Opiekunki te, gdy tylko załadują gromadę do pojazdu zwykle zajmują się własnymi sprawami. Zwykle nie zwracają większej uwagi na podopiecznych. W końcu ciekawiej jest zaglądać w telefon.

Rzadko zdarza się, by w przypadku, gdy dzieci roznoszą tramwaj, opiekunki w jakikolwiek sposób próbowały czeredę opanować. Zastanawiam się tylko, czy to pospolite olewactwo, czy modne ostatnio bezstresowe wychowanie. W każdym razie, dzieci szybko przyzwyczają się do tego, że wszystko jest dozwolone.

Niestety, coraz częściej widzę podobne zachowania także u pojedynczych dzieci pod opieką rodziców. Na porządku dziennym jest rzucanie się na dorosłych z piąstkami lub kopanie o nogach. O wrzasku nie wspomnę. Żenujący to widok, jak matka stoi, bo małe książątko wywrzeszczy sobie prawo do miejsca siedzącego. Starsi ludzie też stoją.

Trudno się potem dziwić, że to przekonanie towarzyszy dzieciakom także wtedy, gdy nieco podrosną. Uczą się, że najłatwiej osiąga się swoje cele tupiąc i krzycząc. Gdy podrosną jeszcze trochę, rozszerzają repertuar zachowań: by wyjść na swoje krzyczeć to trochę za mało, warto jeszcze porzucać czymś, co akurat pod ręką, spalić kilka opon a może nawet czyjąś kukłę.

Tak oto rośnie nam kolejne pokolenie warchołów a przemoc jest na porządku dziennym. Wyczekiwaną od transformacji ustrojowej budowę społeczeństwa obywatelskiego taki obrót spraw pozostawia w sferze pobożnych życzeń. Ale czy najbardziej winni tu są wychowankowie?

Darek Preiss

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *