piątek, 29 marca

Czym PIS chce wabić miasta?


Do rozmaitych „Plusów” rozdawanych w ramach kampanii wyborczej na lewo i prawo dołączył kolejny: Miasto +. Najwyraźniej, zadrą w świadomości Prawa i Sprawiedliwości jest to, że wprawdzie rządzi samodzielnie, ale wciąż poza jego zasięgiem są duże i średnie miasta. Partia rządząca w nadchodzących wyborach najwyraźniej chce coś zmienić. Tylko czy ma szanse?

Program, o którym wspomniał w miniony piątek Jarosław Gowin na zorganizowanej w Chełmie konferencji Miasto +  nazwał on propozycją umowy społecznej dla miast.

Gowin przypomniał oczywistość, że nie da się budować silnej Polski w oparciu o wyłącznie administrację centralną. Poparła go minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz, dostrzegając potrzebę współpracy rządu z samorządami. Współpracy, która dotąd kulała. I nie chodzi tylko o takie miasta jak Poznań, tradycyjny matecznik Platformy Obywatelskiej.

Cóż więc znajdziemy w propozycjach PIS-u dla mieszkańców miast?

Mniejszym miastom rządzący proponują tworzenie miejsc pracy, związane z lokowaniem tam inwestycji, dla których w miastach dużych brakuje już, zdaniem minister Emilewicz, miejsca. Drugim źródłem nowych etatów mają być przenoszone z Warszawy, w ramach decentralizacji, urzędy centralne. Przypomnijmy jednak, że co do decentralizacji nie ma zgody nawet w samym PIS, więcej, toczy się w tej kwestii poważny spór, w którym przewagę wydaję się mieć zwolennicy dotychczasowego stanu rzeczy, z uprzywilejowaną pozycją Warszawy. Losy tego postulatu są więc niepewne.

Dla każdego coś dla niego

W przypadku miast najmniejszych rządzący zwrócili uwagę na konieczność poprawy ich dostępności, poprzez odtwarzanie połączeń komunikacyjnych.

W miastach dużych PIS chce uporządkowania centrów i w ogóle kładzie nacisk na ład przestrzenny. Zwraca przy tym uwagę na konieczność rewitalizacji, w tym osiedli z wielkiej płyty, o czym ostatnio jest cicho. Niesłusznie, gdyż blokowiska to potencjalny generator poważnych problemów społecznych. Nie ma żadnych podstaw by liczyć na to, że problemy, które dotknęły miasta na zachodzie Europy nas jakimś cudem ominą.

Ciekawym pomysłem jest proponowana zmiana ustawy o planowaniu przestrzennym, mająca nałożyć na deweloperów takie same obowiązki, jakie obciążają inwestorów galerii handlowych.

Ustawa ta to jedno z niewielu narzędzi pozwalających władzom centralnym ingerować w sprawy miast, gdzie większość kompetencji przypisana jest do samorządu.

Dla ekologów rządzący mają propozycję obniżenia kosztów energii przez tak zwane rozwiązania prosumenckie (konsument jest jednocześnie producentem sprzedającym nadwyżki energii jej dystrybutorowi) oparte o odnawiane źródła. Chodzi między innymi ogniwa fotowoltaiczne i pompy ciepła.

Trudno byłoby oczekiwać, że w programie PIS-u nie będzie żadnego odniesienia do rodziny. I jest. Propozycja tworzenia w miastach tak zwanych „budżetów rodzin” analogicznie do budżetów obywatelskich, pozwalających samym mieszkańcom decydować, na jaki cel – ogólnomiejski lub częściej lokalny – przeznaczyć część (niewielką) dochodów miasta.

Nie bardzo wiem, co ma na celu ta propozycja. Obawiam się, że będzie to po prostu gmatwające sprawy dublowanie budżety obywatelskiego, tyle, że pod inną nazwą. Zwłaszcza, że cele mają być podobne, tyle, że mają, zdaje się, dotyczyć tylko przedsięwzięć związanych z wychowaniem dzieci.

Minister Emilewicz proponuje coś na kształt turnieju miast – mają one przekonać rząd, które z nich będą lepszymi gospodarzami dla ewentualnie przenoszonych urzędów centralnych.

Rządzący zachęcają samych mieszkańców i samorządowców, by zgłaszali swoje postulaty, na przykład za pośrednictwem internetowej ankiety.

Program nosi roboczą nazwę umowy społecznej. Nasuwa się więc pytanie – z kim chcą umawiać się rządzący? O jaką reprezentację mieszkańców chodzi? Bo z samorządami miast rządzonych przez opozycję są z reguły skonfliktowani.

Balon próbny?

Mam wrażenie, że jednym z zadań prezentacji programu ma być wybadanie nastrojów co do decentralizacji. Trudno nie mieć takiego wrażenia, skoro program umowy adresowany jest, obok niezdobytych dotąd dla PIS-u wielkich miast, do ośrodków podupadłych. Chodzi o miasta pozbawione przez reformę powiatową statusu wojewódzkich.

Regułą jest, że miasta te, choć od reformy minęło już wiele lat nie potrafią sobie poradzić sobie z tą sytuacją. Są one źródłami społecznej frustracji, wyludniają się i podupadają. Ewentualny transfer urzędów centralnych ma być dla nich impulsem do odbicia się od beznadziei.

Mam też wrażenie, że optujący za nią Gowin odgrywa rolę harcownika. Jego pozycja wśród rządzących nie jest zbyt silna. Jeśli rozdający karty uznają, że decentralizacja mogłaby pójść za daleko, zawsze mają możliwość wycofać się nie tracąc twarzy.

Darek Preiss

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *