piątek, 29 marca

Czy Poznań odzyska Plac Wiosny Ludów?

fot. Darek Preiss

Dzisiaj jest on placem tylko z nazwy. Jeżeli władze samorządowe będą konsekwentne, ma to szanse się zmienić. A szpetne parkingowisko, które dzisiaj w miejscu placu funkcjonuje ma wreszcie szansę odejść do historii jako niechlubny relikt dzikiego kapitalizmu lat 90 – tych.

O tym, że był tu kiedyś plac przypomina tylko niewielki, dość zaniedbany skwer w zachodniej części, przy ulicy Święty Marcin. Na wschodniej części, po drugiej stronie torów tramwajowych, kiedyś przecinających plac na dwoje, stoi dziś budynek Kupca Poznańskiego. A co pośrodku?

Ano, po upadku PRL-u, gdy zaczął obowiązywać dogmat o „świętym prawie własności”, prywatny właściciel ogrodził drugą cześć skweru, przeciął na pół prowizorycznym płotem i urządził w środku miasta szpetne parkingowisko.

To straszydło funkcjonuje w sercu miasta do dzisiaj i prosperuje, bo właściciel tak kalkuluje ceny, by były niższe od tych w Strefie Płatnego Parkowania. Na dodatek, od strony torów tramwajowych na obrzeżu wyrosły szpetne budy z gastronomią, przypominające raczej bazar z południowo – wschodniej Azji niż centrum europejskiego miasta. Dzisiaj w większości nieczynne, straszą dalej, podobnie, jak reklamy, którymi obwieszony jest płot. O ich poziomie artystycznym szkoda nawet gadać.

Miasto deklarowało wprawdzie, że Straż Miejska dopilnuje, by na parkingowisko nie wjechał ani jeden samochód. Administracji byłego prezydenta Poznania  Ryszarda Grobelnego zabrakło widać jednak woli, bo na pogróżkach i prężeniu muskułów się skończyło.

Dopiero w drugiej kadencji Jacka Jaśkowiaka miasto deklaruje, że ten wrzód trzeba wreszcie przeciąć. Pojawiły się też ku temu narzędzia: radni uchwalili plan zagospodarowania przestrzennego, z którego wynika, że na działce ma powstać miejski plac, znowu połączony z zachodnią częścią.

fot. Darek Preiss

Wiceprezydent Poznania Bartosz Guss informuje, że na podstawie tegoż planu miasto wystąpiło do starosty poznańskiego o przymusowe wywłaszczenie, jednakże za odszkodowaniem, czego domaga się prawo. Postępowanie zostało wszczęte, gdyż właściciel działki nie był zainteresowany dobrowolną sprzedażą, a teraz nawet nie odbiera korespondencji ani telefonów.

Kwotę odszkodowania wyznaczy starosta na podstawie opinii ekspertów.

Wygląda na to, że obrotny właściciel działki zarobi podwójnie – przez 20 lat kosił kasę z parkingowiska, a teraz jeszcze zyska na odszkodowaniu. Nie straci ani złotówki z powodu swojej nielegalnej działalności. Upór i lekceważenie przepisów się opłaciły. Cóż, święte prawo własności.

Darek Preiss

[poll id=”61″]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *