czwartek, 25 kwietnia

Bizancjum wraca

Dworski, bizantyjski styl sprawowania władzy wielka grupa Poznaniaków kojarzyła z ekipą prezydenta Ryszarda Grobelnego. Po Jaśkowiaku spodziewano się, że jako ktoś wywodzący się z ruchów miejskich (co nie było prawdą, on tylko za takiego uchodził) ucywilizuje poznańskie obyczaje. Nie tylko dworskie relacje władza  obywatel, ale i skieruje miasto na tory zrównoważonego rozwoju, przy aktywnym udziale społeczeństwa obywatelskiego. Nic bardziej naiwnego.

Najpierw podsumujmy minioną kadencje obserwując powolne odsłanianie przyłbicy przez nowego lokatora magistratu.

Cztery lata temu, gdy pokonał w wyborach Grobelnego mało kto zauważył, że umożliwiło mu to poparcie nie Prawa do Miasta, z którym się wówczas jeszcze werbalnie utożsamiał, ale poparcie Platformy Obywatelskiej. A kto zauważył, zwykle liczył na to, że kontakt z ta partią wielkiego biznesu aż tak Jaśkowiaka, jako reprezentanta działaczy miejskich, nie popsuje. Jakby nie pamiętano, że sam Jaśkowiak to przede wszystkim biznesmen. Nigdy tego zresztą nie ukrywał, ale wygodniej było tego nie zauważać.

Gra pozorów na początek

Swoją pierwsza kadencję rozpoczął w niemal doskonały wizerunkowo sposób: zapowiedział realizację dość powszechnego wśród bywalców śródmieścia postulatu usunięcia parkujących samochodów, nie pozwalających często przejść chodnikiem.

I jak powiedział, tak zrobił – usunął samochody z… dziedzińca Magistratu i Placu Kolegiackiego, a więc spod okien swojego urzędu. Gdzie indziej zostało, jak było.

Jako wiceprezydenta odpowiedzialnego za komunikację i zieleń – kwestie dla aktywistów miejskich kluczowe – wziął sobie Macieja Wudarskiego, reprezentanta Prawa do Miasta. Zaś Tomaszowi Lewandowskiemu z lewicy powierzył piętę achillesową każdej władzy, na której łatwiej się wyłożyć, niż zdobyć punkty, czyli politykę mieszkaniową.

Na początku kadencji, Jaśkowiak spowodował  wybudowanie przejście przez jezdnię przy Dworcu Głównym – rozwiązanie niezbędne podróżnym a uparcie sabotowane przez Grobelnego. Ale czy w skali całej kadencji to aż taki powód do chwały?

Potem udało się jeszcze, z wyraźnym udziałem wiceprezydenta Wudarskiego, wyłączyć kilka idiotycznych, zupełnie zbędnych sygnalizacji świetlnych w centrum, tamujących zwłaszcza ruch pieszy. Choć proces ten został zrealizowany połowiczne – wyhamowywał w miarę zbliżania się kolejnych wyborów. Podobnie było z uspokojeniem ruchu w centrum, niekonsekwentnym i nieudolnie przeprowadzonym.

Nie narażać się wpływowym

Potem było coraz gorzej.  Na przykład sensownie zaprojektowany na niemiłosiernie zatłoczonych Garbarach pas dla wiecznie stojących w korkach autobusów ostał ostatecznie zrealizowany w formie tak okrojonej, że pozbawionej wszelkiego sensu. Autobusy jak stały, tak stoją. Traci na tym szary pasażer komunikacji miejskiej i pieszy.

Nic dziwnego, wszak w ostatnich wyborach wystartował – i wygrał w cuglach – w barwach rządzącej w Poznaniu PO. A w Polsce partia biznesu to wszak synonim partii samochodziarzy*, którzy jak rządzili Poznaniem, tak rządzą.

Ostatnim ukłonem w stronę wyborców sprzed czterech lat było uruchomienie budowy tramwaju na Naramowice, zapowiadanego od początku prezydentury.  Jestem przekonany, że nieprzypadkowo realizację swojego sztandarowego postulatu budowy tramwaju na Naramowice poprowadził tak, że widoczne prace ruszyły dokładnie przed wyborami samorządowymi. A trasa ma być gotowa za cztery lata, a więc na kolejne wybory.

Murzyn zrobił swoje…

Symptomatyczne jest i to, że zaraz po wyborach pozbył się współpracowników z ostatnich czterech lat: Wudarskiego i Lewandowskiego. Nie są już potrzebni. Podobnie, jak teatrum w rodzaju dojeżdżania do urzędu na rowerze. Za to jego pierwszym zastępcą został polityk PO, niemal pewny kandydat na przewodniczącego tej partii w regionie.

Zniknęła potrzeba gry na dwa fronty, mydlenia oczu aktywistom miejskim. Nasz prezydent do końca pokazał swoja prawdziwą twarz: jest z tego samego pnia, co Grobelny.

Ukoronowaniem tego procesu był tegoroczne Przyjęcie Noworoczne  w Zamku: wystawna feta dla wyselekcjonowanych notabli, wpływowych reprezentantów grup interesów, wielkiego biznesu, koncesjonowanej kultury, polityków i usłużnych mediów.  Mieszkańcom prezydent pokazał, jak o nich myśli – podczas wielkiej fety limuzyny prominentów zastawiły chodnik pod Zamkiem, gdzie na co dzień parkować nie można.

Bizancjum wraca. Pamiętajmy tylko, jak skończył Grobelny – jako marionetka sił, którym jako prezydent  służył. A każda marionetka kiedyś się zużyje. I zostanie zastąpiona nową, wędrując na śmietnik historii.

Darek Preiss

*samochodziarz to w moim języku nie synonim słowa  kierowca czy użytkownik samochodu. To ktoś, dla kogo samochód jest wyznacznikiem wyższej pozycji w społecznej hierarchii. Ktoś kto jest przekonany, że jako posiadacz samochodu jest kimś lepszym, i ma większe prawa niż inni użytkownicy dróg publicznych (z pieszymi użytkownikami chodników włącznie, zgodnie z prawem o drogach publicznych).

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *