sobota, 20 kwietnia

ABC, czyli komunikacyjny kotlecik z lekka odgrzewany

Fot. Darek Preiss

Można odnieść wrażenie, że zbliża się kampania wyborcza. Rewolucyjny, jak zapowiadał magistrat program uczynienia z poznańskiej komunikacji publicznej najlepszej w kraju to raczej kompilacja pomysłów z dłuższą lub krótszą brodą, zamierzeń mniej lub bardziej udanych.

W ciągu kilku lat, jak zapowiedział zastępca prezydenta Mariusz Wiśniewski, Poznań (i zapewne aglomeracja) ma szczycić się najlepszą komunikacją zbiorową w kraju. Plan bardzo ambitny, ale odnoszę wrażenie, że wobec nieciekawych (ogólnopolskich) trendów promotoryzacyjnych miasto po prostu za bardzo nie wie, jak się zachować. A na pewno brakuje mu stanowczości w realizacji planów. Tej samej, którą tak chętnie okazuje nie tam, gdzie trzeba, na przykład przemalowując na szaro całą infrastrukturę miejska albo decydując za mieszkańców Grunwaldu, co ma się mieścić w budynku pływalni Olimpia.

W komunikacji ma być rewolucja, a będą drobne kroczki. Byle we właściwym kierunku.

A – czyli atrakcyjność

Trudno o bardziej pojemne słowo – wytrych. Zwłaszcza, że wiadomo – nie ma to oznaczać niskich cen. Jak powiedziano – najlepsza nie musi znaczyć najtańsza.

Fot. Darek Preiss

Chyba mało kto nie zgodzi się z twierdzeniem, że atrakcyjna komunikacja powinna być niezawodna, punktualna i dostępna. Tu jednak nie można oczekiwać rewolucji – optymalizacja tras i rozkładów jazdy trwa, ciągle, i nie może być inaczej, skoro wciąż zmieniają się potrzeby. Niezbyt odkrywcze jest twierdzenie, że punktualność tramwajów poprawia się przez remonty torowisk. To kolejna never ending story – niezbędne prace gonią wieloletnie zaniedbania i degradację, a te wciąż im uciekają. Podobne z taborem – w kółko przybywa nowych pojazdów, coraz nowocześniejszych, ale równolegle stare zużywają się.

Pamiętajmy, że wciąż nie udało się nawet wyeliminować wszystkich wysokopodłogowych tramwajów – i nieprędko się to się stanie. To tyle, gdy idzie o dostępność.

O tym, jak marna kultura jazdy kierowców blokuje linie autobusowe, za chwilę.

Fot. Darek Preiss

Pamiętajmy, że wprawdzie przybywa pasażerów komunikacji publicznej, ale równocześnie wciąż przybywa samochodów, krzywa pnie się do góry niczym myśliwiec na dopalaczach.

Miasto wspomina jeszcze o nowych wiatach i budowie parkingów park & ride – tu też tylko gonimy wieloletnie zaniedbania, w dodatku w sposób nie zawsze przemyślany – vide choćby niewymiarowe wiaty i nietrafiona lokalizacja parkingu przy pętli Sobieskiego.

B jak buspasy

Tu robi się stanowczo za mało i za wolno. Sztandarowym przykładem są Garbary, gdy po protestach kierowców osobówek zrezygnowano z wytyczenia buspasa na tym odcinku ulicy, gdzie jest najbardziej potrzebny – bo korki największe. Trzeba przyznać, że kierowcy samochodów osobowych to chyba najbardziej egoistyczna grupa mieszkańców i nie zazdroszczę miastu przepraw z nimi. Zdecydowanie łatwiej budować śluzy i wpuszczać autobusy na torowiska – motorniczowie nie protestują.

Fot. Darek Preiss

Miasto zapowiada, że nowe buspasy pojawią się w przeciągu kilku miesięcy – zobaczymy, gdzie, i na ile zdecydowanie uda te plany obronić przed torpedującymi je zawsze i wszędzie kierowcami. Na razie nie było z tym dobrze.

C jak cyfryzacja

To w naszych czasach, gdy technologie informatyczne galopują do przodu niczym wiatr, tak zwana oczywista oczywistość. Dobrze, że odchodzi się od papierowych biletów. Odnoszę wrażenie, że miasto chce przede wszystkim po cichu pogrzebać pierworodne dziecko wprowadzonej z wielkim hukiem w 1993 reformy komunikacyjnej – bilety czasowe. Okazały się one być wielkim niewypałem, powszechnie krytykowanym. Samochodów przybywało z roku na rok, więc coraz częściej pasażer płacił niemałe pieniądze za tkwienie w korkach.

Tablice informacji pasażerskiej do dobry pomysł, cóż z tego, skoro dopiero od niedawna montuje się je niemal wszędzie – na dziś wyposażone jest w nie tylko czwarta część miasta. W tym roku przybędzie ich… aż 20!

Fot. Darek Preiss

Dobrze, że w końcu zapowiedziano integrację informacji pasażerskiej na węźle Kaponiera – Bałtyk . Dzisiaj tablice na poszczególnych przystankach działają tam na zasadzie każda sobie. I nie wynika to z braku możliwości technicznych.

W tej materii miasto wyprzedziły o kilka długości prywatne firmy, oferujące aplikacje dla smartfonów.

Magistrat zapowiada też prace nad nową strategią sprzedaży biletów i poboru opłat. Wreszcie! Pasażer ma mieć możliwość zakupu biletu w pojazdach, bezgotówkowo, choć już dawno to proste rozwiązanie raz na zawsze rozwiązałoby palącą od zawsze kwestię braku punktów sprzedaży biletów.

Fot. Darek Preiss

Na rozpoczynający się rok zapowiadana jest wielka reforma Strefy Płatnego Parkowania – będzie drożej, a strefa ma być szersza, w tym objąć Łazarz i Wildę. Oby znowu w ostatniej chwili tych ambitnych zamierzeń nie storpedowali kierowcy, bo tu znowu działania miasta nie nadążają za tym, co konieczne.

Nareszcie zapytano mieszkańców

Niewątpliwym pozytywem jest to, że prace nad nową polityka mobilności rozpoczęto od otwartych konsultacji z mieszkańcami, zamiast, jak poprzednio, przedstawić Radzie Miasta dokument wysmażony w zaciszu urzędniczych gabinetów. Dokument, dodajmy, dobry, ale nigdy nie realizowany – może dlatego, że Poznaniacy nie uznali go za swój.

Może, gdy nowa polityka będzie wypracowana wspólnie z mieszkańcami, ci dopilnują, by nie została na papierze jak poprzednia polityka transportowa.

Fot. Darek Preiss

Podsumowując – rewolucji na miarę tej z 1993 roku, gdy to zredukowano liczbę linii i postawiono na przesiadki (co w praktyce się nie sprawdziło z powodów jak wyżej), nie będzie.

Jednak, jeśli tylko będzie w miarę normalnie – czyli magistrat w porozumieniu z mieszkańcami będzie konsekwentnie i nie ulegając naciskom różnych lobbies wprowadzać oczywiste na świecie rozwiązania, już będzie dobrze. W końcu miasto buduje się codzienną pracą, a nie rewolucyjnymi zrywami.

Darek Preiss

Czytaj też: Wyszło szydło z worka, czyli podwyżka

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *