środa, 24 kwietnia

Kanonada za, czy przed nami?

Fot. UMP

I stało się. Znowu miasto uczciło przyjście Nowego Roku iście po Grobelnemu – z przytupem i przyświstem. Obawiam się, że największy w historii Poznania pokaz fajerwerków, to dopiero zapowiedź blisko dziesięciomiesięcznego, wyborczego karnawału pod publiczkę.

Prezydent Jacek Jaśkowiak doskonale wie, co to takiego zrównoważony rozwój, przyjazny transport miejski, czy dbałość o środowisko. Właśnie – środowisko. Podczas, gdy na świecie odchodzi się od imprez, które zaspokajają potrzebę widowiska kosztem istot innych, niż rozochoceni ludzie, w Poznaniu się do nich wraca.

Wydawało się, że prezydent Jaśkowiak na trwałe zerwał z tendencjami, którym systematycznie hołdował jego poprzednik, czyli schlebianiem najniższym, najbardziej egoistycznym gustom, kosztem otoczenia. Do niedawna wydawało się, że tak jest, ale im bliżej wyborów, tym lepiej widać, że zwrotnica została przestawiona. A właściwie jest to powrót na stałe tory.

W zeszłym roku Jaśkowiak zrezygnował z fajerwerków, tłumacząc, że ta niewyszukana rozrywka przez swoją głośność bardzo szkodzi. Nie tylko współobywatelom, którzy niekoniecznie muszą lubić hałaśliwe imprezy, ale przede wszystkim zamieszkującym miasto licznym gatunkom zwierząt, mającym z reguły lepszy słuch, niż ludzie.

Z jednej strony to domowe psy i koty, ale też te same gatunki żyjące wolno, lub w schroniskach, do tego wszelkie ptaki i zwierzęta dzikie, którym kanonada też na pewno nie służy, tylko trudno to jednoznacznie wykazać. Bo jeśli idzie o psy i koty, to wiadomo: Przynajmniej niektóre z nich przeżywają nadejście Nowego Roku przymulone końskimi dawkami uspokajaczy, albo wyjąc i chowając się pod meble, wreszcie – uciekając na oślep.

Dlatego nie ma sylwestra z pokazem sztucznych ogni, po którym jakaś liczba zwierząt nie odnajduje się więcej, względnie odnajduje się, ale w  schronisku, po dłuższym lub krótszym błąkaniu się po okolicy. Jest też niemała liczba takich, które przez strach zabija atak serca.

Niektóre cierpią potem na trwałe zaburzenia lękowe – zupełnie tak samo, jak może człowiek przeżywszy ostrzał artyleryjski, lub bombardowanie. Są tacy (całkiem liczni), który mówią: my się chcemy bawić, a o zwierzęta niech się martwią ich opiekunowie, ale trudno ten pogląd nazwać ludzkim.

Tym razem było nie inaczej, po przerwie, gdy już wielu miało nadzieję, że te straszne dla zwierząt pokazy odeszły w Poznaniu do historii. Co więcej, tegoroczny był największy. Mieliśmy już prezydenta, który musiał mieć wszystko naj: najwięcej samochodów na ulicach, największe galerie handlowe, największy stadion. Tylko czy o to chodzi? By następca, który miał to miasto ucywilizować, im bliżej wyborów wchodził w buty poprzednika, jak on schlebiając najniższym, najbardziej egoistycznym gustom?

Na razie wiele na to wskazuje. Obym się mylił.

Darek Preiss

2 Komentarze

  • Kasia

    Widziałam gdzieś komentarz pewnej Pani, oburzonej, że ktoś ma coś do fajerwerków. Twierdziła ona, że koty i psy żyjące w mieście są przyzwyczajone do hałasu, bo tu tramwaj, tam jakieś maszyny, remonty, karetki na sygnale. Tak. Do takich halasow, które słyszą codziennie, pewnie są w stanie się przyzwyczaić, ale niecodziennie hałas to strzały ze wszystkich stron… I nie, nie zawsze właściciel może zadbać o to, żeby złagodzić lęk np tabletkami. Powód jest bardzo prosty. Dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy takich psów, czy kotów nie mają właścicieli. Tego ta miła Pani pewnie nie widzi na ulicy. Niestety, są ludzie, którzy nie widzą dalej, niż do czubka swojego nosa.

  • Dorota

    Masz rację Darek. Dla mnie fajerwerki to bezmyślność, i głupota. Dla zwierzaków…cóż, Ty już wszytko dobrze ująłeś. A Pan Jaśkowiak i jego decyzje to po prostu żenada.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *